Dzisiaj, gdy się ma już 25 lat to już nie wydaje się być aż taki dobry. Sam pomysł z kosmicznym Bondem, choć był dla mnie czymś nieziemskim 15 lat temu, to teraz wydaje się być niewiarygodnie naciągany. Prędzej to przypomina Star Treka jak taki klasyczny film o 007. Czarny charakter wydaje się być słaby (taki typowy łotr, który chce doprowadzić do wyginięcia życia na Ziemi), dziewczyna Bonda poza urodą jakiegoś wrażenia nie robi, z kolei finałowa strzelanina laserowa to już zupełna niepodobna do tej serii bzdura. Jednak są dwie rzeczy, której uwielbienie z tej części pozostało przez te wszystkie lata:
1) "Szczęka" - dla mnie to najlepszy czarny charakter z całego cyklu. Mimo, iż w obydwu filmach był raczej takim "chłopcem na posyłki" to o wiele bardziej zapadł w pamięć od swoich szefów. Szkoda, tylko że nie pojawił się w "Tylko dla twoich oczu", ale co miałby tam robić skoro pod koniec "Moonrakera" stał się dobry i się zakochał? Miałby być pomocnikiem 007??? ;-)
2) Efekty - choć nie są to może efekty tej samej klasy co w takim "Blade Runnerze" czy w starych "Star Warsach" to nadal wyglądają odlotowo.
Ocena: 7/10