Bardzo mnie cieszy fakt że "Morbo" (1972) Gonzalo Suareza zdobywa coraz więcej widzów i pozytywnych opinii. Odświeżyłem sobie ten subtelny thriller psychologiczny wczoraj. W "Morbo" Suarez w genialny sposób kreuje atmosferę grozy i niepokoju: otwierająca scena konwersacji między niewidocznymi mieszkańcami zaszczurzonej i rozkładającej się farmy, groteskowa scena z gryzoniami, mrożący krew w żyłach finał, w którym pojawia się ze ślubnym welonem Michael J. Pollard... Paranoidalny strach Any Belen może zacząć się udzielać także widzowi. Lęk przed czymś nieoczywistym... Dlaczego "Morbo" (1972) tak bardzo przypominał mi "Long Weekend" (1978)? Właśnie przez osamotnienie pary na groźnym łonie Natury... i pięknie zarysowaną paranoję.

Pollard ma w filmie zaledwie epizod, ale za to jaki!