Jak głupio to nie zabrzmi, film przypomina mi kinową adaptację Power Rangers: na ziemię przychodzi wielkie zło i grupa wybrańców ma mało czasu na przygotowanie się do walki. 80% czasu antenowego to przygotowania, 20% to na szybko zrealizowana rozpierducha. Power Rangers oceniłem na 4/10.
Many tu patałachów, którzy nie mają szans PRZEŻYĆ turnieju, więc Shang Tsung przychodzi ich zabić poza turniejem, bo jeszcze przegra... Mamy przebudzanie mocy wqrwami, mamy 2-3 minutowe pojedynki na śmierć i życie, a wątek walki Sub Zero i Scorpiona, który miał szansę jakoś jeszcze uratować ten film był... słaby.
Kurka, film był reklamowany jako Mortal Kombat - nigdzie wcześniej nie znalazłem informacji, by miał być to prequel do prawdziwego mięska. A tu co? Banda amatorów budząca w sobie magiczne moce, by zabić kilka kluczowych czarnych charakterów przed turniejem.
Gra miała dobrą i sensowną historię, tak ciężko było ją uprościć do 1,5h, że trzeba było wymyślać ją od nowa? Na 2kę nie dam się namówić.