Twórcy chyba chcieli na siłę opowiedzieć własną historię, a to nie jest coś co lubią fani serii.
Sub Zero - zły
Skorpion - dobry (wtf?)
Kano - dobro-zły
Kung Lao - kuzyn Liu Kang'a
Johny Cage zastąpiony jakimś Azjatą - Cole'm. (tak, widziałem końcówkę filmu). Jego rolę przejął na wpół Kano, który to rzuca śmiesznymi tekstami tak jak właśnie powinien robić to Cage.
Jakieś arcany. Kano strzelający z oka zupełnie z dupy (oryginalne miał maskę na pół twarzy), wogóle zresztą nie podobny do tego z gry, raczej do tego z pierwszego filmu. Sonia strzelająca pistoletem z ręki. Pytam się, dlaczego? Po co to?
Główni adwersarze też z dupy wyjęci, dlaczego akurat Kabal, ta latająca harpia i ten typ z młotem?
Ani to się nie trzyma oryginalnej fabuły Mortal Kombat, ani gry, ani kultowego już filmu.
Aktorzy drewniani jak z polskich paradokumentów. Pomijam też już debilizmy i uproszczenia. Shang Tsung przenosi Goro do świata ludzi i ten pojawia się...w stodole xD. Kurva, dlaczego akurat w stodole? xD. Jacyś buddyjscy mnisi robią operacje Jaxx'owi przeszczepiając mu najnowocześniejsze technologie. Nie no, poziom głupoty jest naprawdę wysoki.
Jedynie na plus: fajne fatality( (ale tylko 2-3 razy są, czemu nie każda walka tak się kończy?), przy niektórych tekstach Kano nawet się uśmiechnąłem.
Szkoda 1:45 minut na to. Omijać. 4/10