Przed obejrzeniem jakiejkolwiek produkcji spod znaku Smoka, czy to "Story mode", czy to animacja MK, mam zawsze pewne obawy. Chodzi o uśmiercanie postaci, nie dając im rozwinąć skrzydeł w przyszłości. W "Mortal Kombat Legends" pożegnaliśmy Barakę, Reptile'a, Gora i Quan Chiego (o ile kogoś nie pominąłem), przez co, prawdopodobnie, nie ujrzymy ich w żadnym sequelu. Najbardziej poszkodowani zostali Baraka i Retpile, którzy, dla niedzielnego widza, są postaciami bezpłciowymi.
Te same emocje towarzyszą mi przed filmem "Mortal Kombat", w którym prawdopodobnie zginą co najmniej 4 dobrze znane postacie:
Reiko - Nie jest potwierdzone, że to właśnie on, ale wiele osób tak uważa. A byłoby mi go szkoda, gdyż postać ta nie wystąpiła w żadnej produkcji, czy w Story Mode (była w komiksie, ale to co innego). Mógłby on towarzyszyć przez dłuższy czas. Na pewno zyskałby wtedy więcej charakteru no i oczywiście większy fanbase.
Kabal - Podczas, gdy Liu Kang wykonuje Fatality (wyglądające jak Fatal Blow z MK 11), można dostrzec postać zasłaniającą się hook swordami. Być może Ed Boon nie pozwoliłby na uśmiercenie postaci z tak wielkim fanbase'm i ten cios nie będzie śmiertelny... może troszeczkę poparzy i na tym się skończy. ;)
Reptile - Widać jak Kano wyrywa serce gadowi. Podzieli los Repitle'a z animacji (choć tym razem z głową na karku). Naszła mnie pewna myśl, że może to nie Reptile, a ktoś z jego gatunku? Ale nie ma innych, jego kraj/świat został podbity/zniszczony. I tu sobie wytłumaczyłem, że albo w tej rzeczywistości jego świat jednak ma się dobrze, albo nie jest on jedynym ze swojego gatunku. Może innym także udało się uciec?
Mileena - O ile to rzeczywiście Mileena - Sonya zrobiła jej wielką dziurę w brzuchu na wylot. Tego nie da się przeżyć. Postać z jeszcze większą ilością fanów, zostanie zabita w pierwszej części. Wydaje mi się, że to nie jest dobre posunięcie.
Rozumiem chęć uśmiercania postaci, w końcu to Mortal Kombat, który zasłynął właśnie z Fatality. Ale widok śmierci postaci, która nawet nie mogła rozwinąć swoich skrzydeł (pozdrawiam fanów Hsu Hao... czyli nikogo), uważam za niemądre posunięcie. Dlatego mam nadzieję, że większość postaci, które zginie, będzie miała za sobą udane wątki.
Biorąc pod uwagę ze to Mortal kombat to jakieś postaci muszą umrzeć juz w pierwszym filmie bo inaczej sama konwencja gry zostanie mocno zaburzona. Oczywiście przy takim świecie, gdzie mamy do czynienia z ogromem postaci najlepszym rozwiązaniem byłby serial gdzie każdy miałby odpowiednią ilość czasu ekranowego.
Niestety nie można mieć wszystkiego , ale mimo wszystko jestem dobrej myśli. Zobaczmy co będziemy mówić w drugiej połowie kwietnia juz po seansie.
Jak można być "dobrej myśli" widząc te wypalające oczy materiały promocyjne?! Już widać jak na dłoni, że bez względu na to jaki poziom realizatorski będzie prezentować film to ty i tak będziesz w 7 niebie... Gdyby moja młodość przypadłaby na teraz to pewnie też bym miał takie podejście, ale ja się (na szczęście!) wychowałem w cudnych latach 90. Idę trzasnąć kilka meczy w "New Era" i obejrzeć ponownie niedocenionego "Mortal Kombat: Annihilation"...
Chłopie, jestem fanem gier od połowy lat 90-tych. Zakochałem się w części drugiej na Amidze. Jestem typowym staroszkolnym fanem i po prostu cieszę się, że został zrealizowany film w świecie, który pokochałem za dzieciaka.
Na ocenę przyjdzie czas po seansie.
A teraz odnośnie tego co mówią twórcy.
Pomyśl w ten sposób: jeśli film przyswoiliby jedynie jakaś część fanów, to jest to droga do spektakularnej klęski w box office. Logicznym jest więc to, że jest chęć pozyskania także tych, którzy nie znają tematu tak jak ty, ja czy inni fani. Ten film ma ich wprowadzić do tego świata.
W tym biznesie trzeba iśc na kompromisy, jeśli chcesz otrzymać w przyszłości więcej produkcji spod znaku smoka.
Inspiracja marvelem nie ma być dosłowna. Tu chodzi o sposób budowania uniwersum. Oczywiście nie będę pochwalał tego, jeśli filmy będą bezpieczne, czyli robione od linijki z powtarzającą się fabułą w każdej części. Jednak takie rozważania można odłożyć w czasie bo nie wiadomo, czy cała machina z uniwersum w ogóle ruszy.
Może się okazać, że film będzie nieoglądalnym crapem i wtedy wszyscy się poznęcają, wystawią słabe oceny i film pójdzie w zapomnienie.
Marlon Brando już o tym pisał (w swoich autobiografiach), że problemem amerykańskiej branży filmowej jest fakt, że dla nich jedynym wyznacznikiem jakości jest sukces kasowy, a zapominają o kwestii artystycznej danego dzieła - i ten stan rzeczy pogłębia się od lat, aż osiągnął absurdalny poziom i brnie w ten absurd dalej (!).
Zresztą tu nie ma mowy o kompromisach - zostało podjętych za dużo idiotycznych oraz niepotrzebnych zmian względem pierwowzoru na niekorzyść samego filmu jak i fanów i to już widać, więc nie ma się czym jarać i oczekiwać świetnego filmu. Ku*wa, spójrz co zrobili w ostatnich latach z: Ghostbusters, Alienem, Predatorem, Terminatorem, Batmanem, Spider-Manem, Freddym Kruegerem, "Doomem", Agentem 47 i innymi. Mało?! To zobacz, co zrobili z "Kosmicznym Meczem" - już same materiały promocyjne były katastrofą, a same produkcje... szkoda ku*wa słów. NIE inaczej będzie teraz, bo wpie*dolenie zawodników z 4 części i olanie kluczowego wraz z wymyśleniem nowej idiotycznej fabuły, a także reklamowaniu wyłącznie scen walk bez zająknięcia się o porządnie napisanej historii - zwiastuje absolutną srakę po całości, która będzie jedynie żałośnie żenującym spektaklem bezmózgiej krwawej sieczki.
Jako Staroszkolny Fan powinieneś to dostrzegać.
- Dopiska -
"Hellboy" do spolki z "X-Menami" i "Star Wars" na czele to kolejne marki, z ktorych ostatnio filmowcy zrobili sobie szmatę, więc nie licz naiwnie na to, ze ominie to "Mortal Kombat", bo nie ominie a znaki na niebie i ziemi jasno o tym świadczą.
Swoją drogą teraz do mnie to dotarło, gdy tak o tym wszystkim myślałem: bycie fanem (staroszkolnym czy świeżoupieczonym) nie jest równoznaczne z rozumieniem danego dzieła. Taka refleksja.
Owszem, sporo marek zaliczyło spory zjazd, ale niektóre z nich to rzecz gustu, a dodatkowo są też takie, które zostały odgrzebane niemal z grobu i ożyły w świadomości na nowo.
Mam tu na myśli np. "Niewidzialnego człowieka" dostosowanego do czasów współczesnych. Zmieniono perspektywę z której widz obserwuje wydarzenia, oraz przeniesiono akcję do czasów współczesnych.
Innym przykładem jest nowy Halloween. Nie oglądałem tego filmu, ale film zyskał uznanie krytyczne, odpowiednio zarobił, a także przyjął się zarówno wśród fanów klasyka, jak i u nowych widzów.
Co do Spider-mana to uważam, że akurat ten Toma Hollanda jest naprawdę fajny. Wreszcie grał go młodociany aktor, który faktycznie wyglądał jak nastolatek. W filmach miał typowe dla nastolatka problemy, a jego przeciwnicy byli naprawdę ciekawi i bardzo niejednoznaczni (zwłaszcza Vulture w wykonaniu Michaela Keatona).
Co do Batmana to nie wiem o którym dokładnie piszesz. Jeśli o trylogii Nolana to wybacz, ale uważam, że to najlepsze filmy z bohaterem komiksowym jakie kiedykolwiek powstały. Tam gra wszystko, od aktorów, po scenariusz, sceny akcji, muzykę, tempo, napięcie. No dosłownie wszystko.
Jeśli natomiast myślisz o Afflecku, to powiem tak, że Uniwersum DC miało bardzo zły system zarządzania. Na pewno obiło ci się o uszy to co działo się chociażby przy Justice League. Finalnie uważam, że sama postać Batmana i pomysł na nią była czymś naprawdę wartym uwagi, a aktorsko Affleck wypadł bardzo dobrze. Ja ogólnie jestem fanem mroczniejszego podejścia do filmów o superbohaterach. W marvelkach nieraz irytuje mnie to, że tam nawet najpoważniejszą rzecz obracają w dowcip.
Uważam, że jesteś ciekawym rozmówcą, pomimo tego, że jesteś tak pesymistycznie nastawiony do nowego Mortala. Chętnie bym z tobą o tym pogadał zarówno przed seansem jak i po, zebyś wtedy tak naprawdę szczerze mi powiedział co sądzisz o nowym filmie. ;-)
"Niewidzialnego Człowieka" z 2020 nie widziałem, więc nie komentuję, a "Halloween" to zwyczajna szmata - nie dość, że ten pseudo-sequel ignoruje cały pierwotny cykl wraz z klasyczną 2-ką na czele (która to ku*wa przecież zaczyna się w momencie, w którym kończy się 1-ka) to jeszcze ku*wa robi z widza skończonego idiotę (staruszka napie*dalająca się z równie starym psychopatą i to jeszcze jak w zamierzchłych latach 70./80. bez współczesnej technologii - ku*wa, bez jaj)! Aktualny "Halloween" to zwykłe wiadro gnoju i pomyj, a że ludzie to kupili - nie dziwi mnie to w ogóle widząc, do jakiego miejsca dotarła amerykańska kinematografia i dokąd dalej podąża.
"Spider-Man" to tylko Klasyczna Trylogia Sama Raimiego, a całą resztę można wypie*dolić przez okno na czele z tym najnowszym syfem - sorry, ale ja nie mam już 12 lat, żeby oglądać dzieciaka Parkera z jego dziecięcymi problemami! Mam już swoje lata i widząc taki syf najzwyczajniej w świecie ogarnia mnie zażenowanie, dlatego tylko "Spider-Man" Raimiego - on wraz z resztą Klasycznej Fantastyki był dla młodzieży i dorosłych, podczas gdy dzisiaj robi się produkcje dla dzieciaków. Całe zresztą to nędzne MCU to jedna wielka kpina - wszystkie produkcje to robione na jedno kopyto mające rozwalić mózg od nadmiaru efektów specjalnych teledyski i nic więcej.
"Batman" to tylko Klasyczna Kwadrologia, a cała reszta powstała po '97 to nieśmieszny żart i u Nolana nie gra wszystko, jak się tobie błędnie wydaje - tam z filmu na film jest coraz gorzej z fabułą i logiką, a 3-ka to już kuriozum bezsensu! Kolejnym czy raczej podstawowym mankamentem Nolana jest próba urealnienia Batmana - ku*wa, przecież to kosmiczny absurd! Zawsze mnie to śmieszyło, bo jakoś nie miał on na tyle jaj ani pomysłu, aby urealnić Clayface'a czy Killercrocka - nie da się, a sam zamysł jest idiotyczny, bo Fantastyka to Fantastyka, a nie pie*rzony Sensacyjniak czy Dramat! Następnym w kolejce problemem w trylogii Nolana jest ten rzygający na widza wszechobecny patos - no ku*wa nie idzie tego wytrzymać, a każdy dialog tam zawarty to jest pie*dolona niemająca prawie końca epopeja! Przeciwieństwem tego stanu rzeczy jest Klasyczna Kwadrologia, która nie udaje czegoś czym nie jest, a wręcz odwrotnie - nie kryje się z tym, że jest komiksową serią opowiadającą o kolesiu skaczącym po je*anych dachach w prześcieradle na plecach. Natomiast na temat Afflecka się zgadzam - rola przekozacka, ale umiejscowiona w chu*owych filmach i nie ma tutaj tłumaczenia! Do zaorania i zapomnienia.
-------------------------------
Na temat "Mortal Kombat" skopiuję Ci poniżej moją wypowiedź z innego tematu, bo nie chcę ponownie pisać tego samego, a konkretnie chodzi o wyższość niedocenionego "Mortal Kombat: Annihilation" nad nadchodzącym remakiem.
Fabuła kręci się wokół złamania zasad turnieju przez Shao Kahna w celu połączenia światów, więc mamy tu nie tylko ekranizację "Mortal Kombat 3", ale i płynną kontynuację tego, co zostało ukazane w końcówce 1-go filmu i to jest na plus. Niestety, ale ten aspekt ma również skazy: bezsensowne zniknięcie Scorpiona i Sub-Zero do kompletu z Nightwolfem czy niesłużące czemukolwiek starcie na pustyni Liu Kanga z Jade, że o 3 próbach Liu Kanga nie wspomnę. Walki natomiast dzielą się tutaj na 3 rodzaje:
A) te potrafiące naprawdę nacieszyć oko (Sonya vs Mileena, Sonya & Jax vs Cyrax, Liu Kang & Kitana vs Smoke, Raiden vs Reptile, Liu Kang vs Shao Kahn)
B) te mające niewykorzystany potencjał (Scorpion vs Sub-Zero, Jax vs Motaro)
C) te będące totalnie spie*dolone (Liu Kang vs Baraka, Sonya vs Ermac, Kitana vs Sindel).
Tak więc nie dam sobie wmówić bredni, że klasyczny "Mortal Kombat: Annihilation" to jakaś je*ana rzygowina, bo to gó*no prawda - film jest po prostu niedopracowany (jednak nie na tyle żeby uznać go za padakę), ale to nadal dobry film w duchu gier video (mimo braku brutalności). Natomiast co nam przedstawiają zapowiedzi nadchodzącego remake'u?! Jedno wielkie nieporozumienie, składające się na:
A) idiotycznie wymyśloną na poczekaniu i bzdurnie inspirowaną dziecinnym MCU fabułę
B) wpierniczenie bez pomyślunku zawodników z 4 części serii (1-3, "Deadly Alliance") i olanie kluczowego jakim jest Johnny Cage oraz wprowadzenie bzdurnych zmian do już istniejących (brodaty i dowcipkujący żul Kano bez cybernetycznego oka stojący po stronie dobra, Scorpion z kapturem na głowie i zbroją na torsie nieumiejący wykrzyczeć swojej kultowej kwestii "Get over here!", czarnoskóra Mileena, chłystek Liu Kang mający nadnaturalną szybkość i umiejętność podróży w czasie i przestrzeni - słowa samych twórców)
C) brutalność (czyt. bezmózga krwawa sieczka) mającą zastąpić sensowną historię (nieustanne przechwałki twórców wyłącznie na temat scen walk)
D) tony plastikowego CGI (krajobrazy, krew, efekty specjalne czy komicznie wyglądający Goro).
Więc to nie moje ocenianie nieobejrzanego jeszcze filmu jest paranoją, a podejście twórców do omawianego przedsięwzięcia, a nie mam już nastu lat, żeby dać sobie wcisnąć byle chłam. Ja od samego początku wiedziałem, że ten remake będzie klapą bez względu na zarobki, a powyższe materiały zapowiadające go tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziły. Nie ma na co czekać.
- "Mortal Kombat: Annihilation" (1-szy akapit) -
Obejrzałem teraz niedawno 2-krotnie Klasyczną Dylogię i osobno 2-kę (tak dla pewności), co tylko utwierdziło mnie jeszcze mocniej w przekonaniu, że szmacenie klasycznego "Mortal Kombat: Annihilation" to taka sama bzdurna propaganda jak wychwalanie Bat-Trylogii Nolana.
Film ma świetną obsadę i każdy idealnie pasuje do swojej roli - zwłaszcza Sonya i Jax, więc nie ma się do czego doczepić. Film ma obłędnie doskonałą muzykę, która nie dość, że perfekcyjnie potęguje klimat we filmie to równie świetnie nadaje się do słuchania w domu bądź w trasie - ten soundtrack bezapelacyjnie rządzi a tym samym przebija poprzednika kilkukrotnie! Scenografia i kostiumy - kolejne aspekty doprowadzone do perfekcji, a zwłaszcza kostiumy (Motaro, Smoke, Scorpion czy Jax). Klimat - leje się z ekranu jak tsunami i do tego jest gęsty jak cholera, ale to zasługa m.in. doskonałej scenografii (do kompletu z innymi czynnikami, których nie będę tu wymieniał, by nie przedłużać)!
Dopiska.
Zupełnie innym tematem są filmy na podstawie gier. Te niestety w zdecydowanej większości są gówniane. Tak na szybko uważam, że przez mniej więcej 30 lat (bo tyle kręci się adaptacje gier) powstały dosłownie trzy, które oddają to czym jest ich materiał źródłowy, nie potrzebują znajomości materiału źródłowego, oraz są po prostu filmami wartymi zobaczenia.
Mam tu na myśli Mortala 1, Książę Persji i Silent Hill 1.
Można jeszcze przymknąć oko na pierwszego Residenta, bo tam też czuć było pomysł i włożone serducho.
Reszta to mniejsze lub większe rozczarowania. Oba Hitmany, Doom (chociaż scena rodem z FPS jest fantastyczna), Assassins Creed, Silent Hill 2, Steet Fighter i wiele wiele innych.
Dlatego ten Mortal jest tak ważnym filmem, bo on może przełamać lody nie tylko dla tej konkretnej marki w świecie filmu, ale także otworzyć rynek na wysokie jakościowo filmy na podstawie gier.
Stąd wynika moja wiara w sukces tego filmu.
Nie rozumiem też zarzutu, że ten film to będzie jedna wielka naparzanka. No ale czym to ma być? Przecież materiał źródłowy też taki jest. Pierwszy film również jest jednym wielkim festiwalem pojedynków na pięści i kopniaki. Fabuła jest tam pretekstem. Tam nawet tytułowy turniej nie ma żadnych konkretnych i przejrzystych zasad. Dokładnie tak samo jak w pierwszej części gry. Dopiero z czasem zaczęto rozbudowywać fabułę.
Ten zarzut można wyrzucić do kosza. Jeśli w tym filmie uda się wprowadzić kilku bohaterów tak samo sprytnie i szybko co w Mortalu z 95 roku to będzie to sukcesem. Jeśli chodzi o sceny walk to jestem przekonany, że będą przynajmniej przyzwoite, bo są tam aktorzy , którzy mieli już do czynienia z kinem kopanym.
Udane ekranizacje gier:
* "Mortal Kombat: Classic Dilogy"
* "Hitman" (2007)
* "Doom" (2005)
* "Silent Hill"
* "Tomb Raider: Classic Dilogy"
* "Resident Evil" z Jovovich (od 1-ki do 2-ki)
* "Resident Evil" japoński ("Degeneracja" i "Potępienie").
Padaki:
* "Super Mario Bros"
* "Street Fighter"
* "Hitman: Agent 47" (2015)
* "Resident Evil" z Jovovich (od 3-ki wzwyż)
* "Resident Evil: Vendetta" (japoński)
* "Silent Hill: Revelation 3D".
Dzisiaj jest już za późno na jakiekolwiek "łamanie barier", bo to już nie te czasy, a nowy "Mortal Kombat" jawi się jako zwykły pomyj jak pozostałe filmy innych marek, o których wspomniałem wyżej - to raz. A dwa to Klasyczna Dylogia miała fabułę wierną materiałowi źródłowemu, podczas gdy ten nadchodzący szajs robi sobie szmatę z pierwowzoru - taka ekranizacja to nie ekranizacja (wystarczy sobie przypomnieć jaki burdel wywołały "Kamienie Na Szaniec" sprzed kilku lat, które totalnie zlały to czego były ekranizacją). I trzy - twórcy mieli do dyspozycji 7 klasycznych części wraz z 3 spin offami przy tworzeniu tego remake'u, czyli od za*ebania gotowego materiału na całą serię filmów, ale zamiast pójść tym śladem to powpie*dalali wszystko i nic do blendera, a następnie to zmiksowali i wypuścili na świat, co nie wróży czegokolwiek dobrego.
Ludzie szmacą "Mortal Kombat: Annihilation" za niewykorzystanie wszystkich występujących tam zawodników (Rain - krótki występ i śmierć, Kabal i Stryker wyłącznie wspomnieni a nie ukazani, Sheeva - krótkie show i zgon, Nightwolf - gościnny występ i sayonara) z czym się zgadzam (przynajmniej w jakimś stopniu), ale tutaj w nadchodzącym remake'u zapowiada się jeszcze gorzej - pozmieniani ch*j wie po co znani zawodnicy i wymyślony całkowicie nowy, który jest tutaj tak potrzebny jak łysemu grzebień, a do tego i chyba przede wszystkim mieszanka klientów z 4 ku*wa części! "Mortal Kombat" (1995) był ekranizacją cyfrowej 1-ki i tego się głównie trzymał, a "Mortal Kombat: Annihilation" ekranizował cyfrową 3-kę, czego się również mocno trzymał (z oczywistymi zmianami tu i tam), a nowy remake jest ekranizacją której części?! - żadnej konkretnie, bo ten film to zlepek wszystkiego i niczego, a walki choćby nie wiem jak genialne to nie zastąpią historii, którą marka ma naprawdę ku*ewsko bogatą (!).
- Gry Video: Dopiska -
"HITMAN" (2007)
Wiem, że ludzie mają problem z tym filmem, ale się ku*ewsko z nimi nie zgadzam - Timothy Olyphant pasuje do głównej roli jak ulał, a nawet rusza się identycznie jak 47 w pierwowzorze! Rozwałka w ruskim hotelu natomiast jest inspirowana finałową misją w "Contracts", kaj gliny zlokalizowały Łysego w paryskim hotelu i wjechali mu na chatę, przez co ten musiał dać wajchę. Zresztą każda część kończy się spektakularnym rozpie*dolem, a ponad to gracz miał wybór, czy obalić historię na spokojnie czy na ostro - ja z reguły robiłem to w 2 sposób ("Duke Nukem" czy "Quake" zobowiązuje), ale "Blood Money" udało mi się ogarnąć całkowicie po cichaczu (kategoria Silent Assassin). W każdym razie ta ekranizacja to prawdziwa Sztuka, która podchodzi z szacunkiem do materiału źródłowego (a jedyną zasadniczą różnicą jest geneza Łysego 47 - w oryginale jest wyhodowany z probówki, a w ekranizacji jest wyszkolonym zabójcą), a to jest skrajne przeciwieństwo tego remake'owego wiadra szcz*n i gno*u z 2015.
"DOOM" (2005)
No, panie - mamy tu silną konkurencję dla "Mortal Kombat" (1995) w kategorii Najwierniejsza Ekranizacja Gry Video! No, bo tak:
A) Mamy stację badawczą na Marsie? - mamy.
B) Mamy naukowców zmasakrowanych przez stwory? - mamy.
C) Mamy Marines wysłanych na Marsa w celu czystki? - mamy.
D) Mamy survival-horror z klimatem i juchą? - mamy.
E) Mamy sekwencję FPS? - mamy.
Wszystko się tu pokrywa jak ulał z pierwowzorem oprócz 1 rzeczy: pochodzenia monstrów (w cyfrowej serii przybyły one z piekła przez otwarty portal, a we filmie są efektem biologicznym). Tutaj nawet wygląd monstrów się zgadza z materiałem źródłowym, którym był w głównej mierze "Doom 3". Film jest genialny i absolutnie nie kapuję najazdu na niego, bo to bezapelacyjnie jedna z Najlepszych Ekranizacji Gier Video jak i filmów w ogóle! No, ale to tylko 1 z wielu przykładów niedocenionych (arcy)dzieł obok "Punishera: War Zone" z 2008 czy "Makbeta" z 2015 (nawet przekultowy "Scarface" z 1983 i "Zapach Kobiety" z 1992 zostali zgnojeni, a zyskali dopiero po czasie).
Aha - i kolejną padaką z cyklu Ekranizacji Gier jest "Tekken" (!) z 2010, o którym zapomniałem wspomnieć wcześniej.
------------------------------
(Tak nawiasem to "Halloween" miał się czym pochwalić przez 2 filmy w doskonałym remake'u Roba Zombiego, a pierwotny cykl z wyłączeniem 3-ki (brak związku z Miyersem) i 6-ki (przekombinowany chłam) to skończył się właśnie na "Resurrection" - Michael Myers po wielu latach dopada w końcu Laurie Strode i jej temat się w tym momencie kończy, a potem jeszcze tylko kilka trupów w reality show i masakra lekarzy w miejskim prosektorium, którą to widz zresztą już sam sobie musiał wyobrazić i dopowiedzieć dalsze losy psychopatycznego mordercy. Dlatego ten remake'o-sequel / resequel z 2018 i jego kontynuacje to jedno wielkie nieporozumienie!)
Tu nie ma na co czekać, bo twórcy sami bez ogródek przyznali, że robią film dla ludzi nieznających serii gier i którzy w gry w życiu nie zagrają, tak więc Staroszkolni Fani zostali totalnie zlani i tym samym nie mają tutaj czego szukać.
Ponoć Nitara szybko ginie w starciu z Kung Lao, a Johnny Cage pojawi się dopiero pod koniec filmu, jakby szykowany na kolejną część.
Obejrzałem ten syf i rzeczywiście - Nitara rzuca się na Kung Lao, a ten wpie*dala ją na swój kapelusz i tyle z całej walki.
Ta padaka to zwykły pokaz krwawej jatki i znanych Fatalities - nic więcej. Tylko "Mortal Kombat: Classic Dilogy", a tą srakę można olać i zapomnieć.
Gdzie oglądałeś? W kinie gdzieś w Azji? Na Vod dopiero 23 kwietnia, a u nas w kinach pewnie pod koniec maja.
www. cda. pl/video/7278832f4
(Usuń spacje.)
Rosyjska kinówka, ale mi w zupełności wystarczy. Jako Oldschoolowy Fan mówię krótko: SYF, którego nie (!) polecam.
Nie no bez przesady, oglądanie wersji CAM, z rosyjskim dubbingiem i napisami hindi, to jest dopiero przegięcie. Grałem w gry, podobała mi się za dzieciaka wersja z 1995 i kontynuacja Anihilation oraz oglądałem jedną animację z zemstą Scorpiona. Nowy MK zapewne też mi się spodoba, ja poczekam do piątku lub soboty i obejrzę w najlepszej możliwej wersji z polskimi napisami, a potem tu wrócę i podzielę się opinią.
Wiesz Taio, to jest tak: nie 1-raz oglądam kinówkę z obcojęzycznym dubbingiem, a jako Oldschoolowy Fan chciałem jak najszybciej odbębnić swój obowiązek obejrzenia tej chały, bo od samego początku (materiały promocyjne) wiedziałem co to będzie sobą reprezentować.
Ten szajs (wraz z serialem "Conquest" czy kreskówką "Scorpion's Revenge") obraża mnie jako Fana i obraża moją inteligencję, ale je*nięci twórcy od samego początku mówili, że kręcą film dla ludzi nieznających marki i którzy się w tą markę nie zagłębią, co samo w sobie jest już idealnym komentarzem, dlatego też - sram na to wszystko i idę obejrzeć dla oczyszczenia umysłu kolejny raz niedoścignioną Klasyczną Dylogię.
Ta kreskówka nie była aż taka zła pod względem fabuły. A co do filmu z 2021, to czy pojawia się tam Quan Chi? W sensie w animacji mamy pokazane, jak pod postacią Sub-zero zabija rodzinę Scorpiona, a potem jego. Niektórzy nawet sugerują, że ta postać Cole Young to jest tak naprawdę Quan Chi, w co wierzyć mi się za bardzo nie chcę.
W oryginale tak właśnie było, że Quan Chi zmasakrował klan Scorpiona, ale jeśli chodzi o powyższe to nie odpowiem Ci na to pytanie, bo nie dość, że jakość jest jaka jest to też nie zwracałem na wszystko maksymalnej uwagi.
Ja na pewno do tego ciulstwa wracać już nie będę, a obejrzałem to tylko po to, żeby utwierdzić się w swoich przekonaniach co do tego (i miałem rację) - świat "Mortal Kombat" jest tak ku*ewsko bogaty, że sprowadzanie go do samego brutalizmu jest (delikatnie ujmując) kosmicznym absurdem (!).