PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=35711}

Moskwa nie wierzy łzom

Moskva slezam ne verit
7,7 3 838
ocen
7,7 10 1 3838
6,3 3
oceny krytyków
Moskwa nie wierzy łzom
powrót do forum filmu Moskwa nie wierzy łzom

Powiedzmy szczerze: fabuła tego filmu nie jest arcydziełem radzieckiej kinematografii. Nie jest też propagandowym gniotem i w swojej rzemieślniczej konstrukcji zbudowana jest zgodnie z zasadami sztuki. To co zachwyca w "Moskwie..." to wspaniałe oddanie mentalności rosyjskiej oraz dość realistyczne oddanie rzeczywistości socjalistycznej. Oczywiście sceny takie jak te w których Katia robi zakupy w sklepie wypełnionym po brzegi towarem można włożyć do zbioru radzieckich bajek i legend. Jednak film akcentuje też bolączki systemu centralnego planowania - problemy mieszkaniowe czy nieprawidłowości w produkcji fabrycznej. Do tego dochodzą aluzje dotyczące okresu stalinowskiego, etykieta form zwracania się do siebie u narodów wschodniosłowiańskich, rewolucja telewizyjna i wiele, wiele innych rusofilskich smaczków. Wszystko to sprawia, że film ogląda się nie tylko dla dobrze skonstruowanej fabuły, ale również traktuje jako świadectwo życia ludzi radzieckich.

Z kwestii fabularnych na większą uwagę zasługuje według mnie postać Goszy. Liryczny ślusarz jest bohaterem niezwykle charyzmatycznym i działającym na wyobraźnię. Co ciekawe, można go rozpatrywać niejako w formie buntu anty systemowego. W końcu Gosza pomimo sporego potencjału intelektualnego odrzuca możliwości zrobienia kariery i zgodnie z jego słowami robi w życiu to co lubi. W całości obok panującego systemu.

ocenił(a) film na 9
Minutus

... moja mama w latach 80` jeździła na dość popularne wtedy wycieczki turystyczno-handlowe po krajach KDL, m.in do Moskwy.Do dziś wspomina że była zachwycona zaopatrzeniem sklepów ...

użytkownik usunięty
dardre

"była zachwycona zaopatrzeniem sklepów ... "

Pewnie dlatego, że u nas wtedy było dno dna. A u nich wtedy w Moskwie (która w porównaniu do prowincji była zawsze jak 10:1) był poziom jak za środkowego Gierka.

ocenił(a) film na 9

Ja sam w Moskwie nie byłem.
Ale pamiętam jak mama opowiadała że wszystko co przywoziła kupowała w drodze powrotnej, zatrzymując się po różnych wioskach i miasteczkach, więc na prowincji.
Żadnego problemu kupieniem tego czego chciała nie miała. Co innego poziom handlu na prowincji.
Opowiadała że zdarzały się sklepy w których można było kupić motocykl, masło, pralkę, chleb i telewizor, wędzoną rybę, smar do łańcucha rowerowego, itd. Wszystko w jednym pomieszczeniu...

użytkownik usunięty
dardre

Wybacz, ale w sklep na radzieckiej prowincji w latach 80-tych, w którym można dostać smar do łańcucha, smalec i wędzoną rybę, jeszcze bym uwierzył. Natomiast sklep na prowincji z pralką, telewizorem i masłem to dla mnie "miejska legenda".

U nich było wtedy trochę lepiej niż u nas, ale ten kraj też bankrutował - jak cały "obóz socjalistyczny". Socjalizmu nie obalili opozycjoniści. W najlepszym wypadku troszkę go rozhuśtali. Socjalizm po prostu zbankrutował.

ocenił(a) film na 9

Mama przywoziła telewizory przenośne, sprzęt AGD i masę innych rzeczy. Lodówki duże telewizory, pralki kupione tam, najczęściej w Lidzie (prowincja) przywoził potem znajomy. Lodówka wyprodukowana w tym "zbankrutowanym systemie" pracuję u mamy do dziś.
Z zaopatrzeniem na prowincji (przynajmniej kiedy moja mama tam jeździła) nie było żadnych problemów.
Można to przyjąć do wiadomości lub nie.

ps. W czasie kiedy u nas były puste pułki, u naszych sąsiadów uginały się pod towarem.
Myślący domyśli się że związek z powyższym miały ciągłe strajki. Ruchy obywatelskie dążące do większej wolności to nie bankructwo.
Bankructwo obozu socjalistycznego to wersja made in TVN i liberałowie, żeby zaciemnić osiągnięcia tamtych czasów.

użytkownik usunięty
dardre

"u naszych sąsiadów uginały się pod towarem."

I od tego uginania każdy kombinował jak tu wyjechać na Zachód :-)

Może byś poczytał coś na temat REALNEJ ekonomii socjalizmu. Na przykład "Niedobór w gospodarce" Kornaia, wybitnego węgierskiego ekonomisty. Wyszło to u nas legalnie w 1985 roku, za Jaruzelskiego, kiedy jeszcze nikomu nie śniło się w Polsce o TVN i liberałach, więc nie będziesz chyba opowiadał głupstw o "zaciemnianiu osiągnięć" przez wraże siły.

I proszę bez tej ubeckiej retoryki o "ciągłych strajkach". Do tych, którzy próbowali w stanie wojennym strajkować, strzelano. Trochę elementarnego szacunku dla rozlanej krwi.

Bez przesady, strzelano w grudniu 1981 roku (wcześniej w 1970). Ale pomiędzy sierpniem 1980 a 13 grudniem 1981 codziennie słychać było o jakimś strajku i do nikogo nie strzelano. I zaznaczam - nie jestem byłym ubekiem - w latach 80 chodziłe/am do szkoły.
Wbrew pozorom, u nas też półki uginały się pod towarami - w Pewexach, Baltonach i sklepach komercyjnych - czyli takich, jakie mamy dziś - z cenami rynkowymi, dyktowanymi przez popyt

użytkownik usunięty
marjo

"Wbrew pozorom, u nas też półki uginały się pod towarami - w Pewexach, Baltonach i sklepach komercyjnych"

Jaki procent ludzi tam regularnie kupował? Większość traktowała te sklepy jak wystawy do oglądania albo jako źródło okazjonalnego luksusowego prezentu (pomijając polską wódkę).

Myślisz, że dziś nie brak ludzi, którzy traktują sklepy jak wystawy? Chodzi mi o to, ze ludzie przyzwyczajeni byli do cen regulowanych przez państwo, a każda podwyżka wywoływała ogólnonarodowy protest. Ceny były niskie, bo towary dotowało państwo. Dzisiaj po prostu mamy tylko sklepy komercyjne. Jak cię nie stać, szukaj tańszego sklepu, albo wygrzeb coś ze śmietnika.

użytkownik usunięty
marjo

"Myślisz, że dziś nie brak ludzi, którzy traktują sklepy jak wystawy?"

To są jednak zupełnie inne proporcje i zupełnie inne realia. Prosty przykład: to, co dziś kupujesz za parę złotych w szmateksie, wtedy można było kupić za wielkie pieniądze tylko na tzw. "ciuchach". A niektóre z takich "szmat" z Zachodu wisiały w komisach, gdzie ceny były już w ogóle z kosmosu.

Teraz byle Biedronka ma zaopatrzenie porównywalne do tych najbardziej luksusowych sklepów PRL-u, a nie powiesz mi, że w Biedrze prawie nikt nie kupuje :-)


"Ceny były niskie, bo towary dotowało państwo."

Nie ma czegoś takiego jak "dotowanie przez państwo". To zawsze jeden obywatel dotuje drugiego. Czyli żeby jeden wtedy mógł kupić tanio (ale bez przesady z tą taniością!) pralkę, trzeba było ściągnąć te pieniądze również z zarobków tego, dla którego pralek nie starczy. I wtedy jeden ma pralkę, a drugi nie ma i tylko może się pocieszać, że formalnie pralki są tanie i teoretycznie stać go na pralkę. Albo dać łapówkę komu trzeba lub kupić z ogłoszenia (też specyfika PRL-u: odsprzedawanie nowych lub nawet używanych rzeczy po dużo wyższych cenach). Ale wtedy już pralka nie jest tania.

Wskutek tych wszystkich dodatkowych czynników jedną z najbardziej mylących rzeczy jest branie spisów ówczesnych oficjalnych regulowanych cen i porównywanie ich z dzisiejszymi.

Wiem o czym mówisz z tym dotowaniem jednego obywatela przez drugiego - ja płacę za dwupokojowe mieszkanie ponad 800 zł miesięcznie, a mój sąsiad z trzy pokoje niecałe 300 złotych, bo podobno biedny. Tyle, że mnie nie stać tak jak jego i jego rodzinę na wypalanie 3 paczek papierosów na osobę dziennie - w sumie co najmniej co najmniej 12 paczek dziennie na sąsiada, jego żonę dwóch dorosłych synów i 15 letnią córkę, która na razie podpala po kryjomu.

ocenił(a) film na 8
dardre

@dardre
Jeździłem do ZSRS jako dziecko w latach 70. i jako dorosły człowiek w czasach Gorbaczowa. Byłem zarówno w Moskwie, jak i w kilku sporych miastach oraz w paru wioskach, zarówno w Rosji, jak i na Wołyniu. Widziałem sklepy od ogromnego moskiewskiego GUM do małych punktów handlowych oraz targowisk. Natomiast moja mama była tam wiele, wiele razy, począwszy od 1956 r. i ma zupełnie inne wrażenia niż twoja. Oczywiście dało się coś tam kupić. Do dziś wspominam dobre taniutkie lody, bobry sok jabłkowy w wielkich butlach. Pamiętam też pociągi pełne ludzi jeżdżących do Moskwy po podstawowe produkty nawet po 300 km. Jadało się tam znacznie skromniej niż w ówczesnej Polsce, ubierało również. Polska lat 70 i 80. była krajem o wiele bogatszym , jeśli chodzi o zarówno o wrażenia z ulicy (mam na myśli ludzi nie budynki), jak i z domów ludzi, u których byłem.

Mocno przesadzasz z tymi półkami uginającymi się po towarem - ale twoje ostatnie tłumaczy wszystko. Piszesz jak apologeta, a nie bezstronny obserwator.

ocenił(a) film na 6
wlodman14

Znam Moskwę (i nie tylko) przełomu lat 70 i 80 jak własną kieszeń. Mieszkałam tam przez ponad rok na prawach zwykłego mieszkańca tego miasta. Artykułami przemysłowymi się nie interesowałam, ale zaopatrzenie w żywność - poza lodami, tortami, pieczywem i nabiałem - szkoda gadać, kompletna katastrofa. Plus koszmarne kolejki i fatalna organizacja - zrobienie podstawowych zakupów w jednym sklepie trwało zawsze nie mniej niż godzinę. "Półki uginające się pod towarem" to obraz totalnie zakłamany, w duchu ówczesnej radzieckiej propagandy. Zaopatrzenie w warzywa - dno. Kiedy w sklepie raz pojawiła się marchewka (stara, zwiędła), tłum ludzi rzucił się na nią jak dziki. Tylko ten jeden raz widziałam w sklepie marchewkę. Na bazarze (przeznaczonym głównie dla dyplomatów), owszem, były piękne marchewki i pietruszki - ale zwykły człowiek mógł o nich najwyżej pomarzyć: kosztowały rubla za sztukę, przy pensji okołu stu rubli.
Mimo to, codziennie przyjeżdżał do Moskwy milion osób z prowincji i innych miast (prawda, nawet bardzo znacznie oddalonych), żeby się jakoś zaopatrzyć.
Kiedy u nas w sklepach było zero jakichkolwiek artykułów spożywczych i na półkach był tylko ocet, prasa radziecka pisała, że w Polsce półki są " na wpół puste" - sama to tłumaczyłam, bo jestem tłumaczem.
Kiedy z kolei parę miesięcy miałam spędzić w Grodnie (mniej więcej w tych samych latach), nieopatrznie zapomniałam wziąć z Polski podpaski (nie były takie wypasione jak dzisiaj, ale były). Obeszłam dosłownie wszystkie apteki w Grodnie i nie mogłam nigdzie znaleźć waty ani ligniny, ani nic zastępczego. Panie aptekarki jedna w drugą patrzyły na mnie wielkimi oczami, że w ogóle o coś takiego proszę i mówiły, że w ogóle nie ma sensu się trudzić i dalej szukać. Wreszcie wkurzyłam się i myślę: to pójdę do szpitala. Powiem że jestem z Polski, może coś dostanę w ramach wyjątku. I poszłam. O naiwna. Pielęgniarka odniosła się do mojej prośby ze zrozumieniem, powiedziała, że chętnie użyczyłaby mi trochę - ale w całym szpitalu sami nie mają.

ocenił(a) film na 5
Minutus

To raczej propagandowy film ponieważ pokazuje życie dziewczyn (głównych bohaterek) i innych ludzi średniej klasy społecznej w zbyt cukierkowych jak na tamte czasy warunkach i dopieszczone wszelkimi możliwymi środkami dobrobytu (starano się pokazać jak najlepsze rzeczy w Moskwie i poza nią by pokazać, że nie odbiega od krajów Zachodnich), jakby żyli pod kloszem Kraju Rad, więc trzeba być naiwniakiem by uwierzyć w taką bajkę. Film oczywiście jest jednym z wielu rosyjskich kopii zachodnich filmów próbujących je naśladować w komunistycznych realiach, jednak z różnym rezultatem. Szczerze mówiąc byłem zdziwiony widząc Moskwę w tym filmie, gdzie wszyscy młodzi, piękni i schludni idą radośnie do pracy, nie ma pijaństwa, milicji (sprawdzającej dowody osobiste na patrolu), wojska (rezerwistów na przepustce), brudnego i zniszczonego miasta (wszystko jest w miarę barwne) itd. A co do fabuły to nic wielkiego i niczym nie odbiega od zachodnich standardów. Nie za bardzo podobał mi się ten film i dziwię się czemu dostał Oskara za najlepszy nieanglojęzyczny film (może to było jakieś zagranie polityczne- ukłonu USA dla ZSRS w niepewnych o raz niestabilnych latach początkach lat 80)?!
pozdr

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones