"Motyl i skafander" to dobry, poruszający i świetnie zrealizowany film. A przy tym brak mu ckliwości czy przegadania. Obejrzałem go w zeszłym roku, jakoś nie długo po sławetnych "33 scena z życia" Szumowskiej i uderzyło mnie przeciwieństwo wymowy obu filmów. Cóż, gówniarskiego nihilizmu Szumowskiej nie kupuję a "Motyl..." to taka odtrutka na właśnie tego typu kino. Doskonale oddaje sprawiedliwość temu na co Szumowska pluje i depcze. 8/10 - to film o którym się pamięta.
A to dziwne, bo dla mnie oba filmy są wartościowe i wcale nie sobie przeciwstawne. Co Szumowska depcze, a czemu "Motyl i skafander" oddaje sprawiedliwość - nie rozumiem. Czy aby film uznać za dobry musimy koniecznie odnaleźć w nim wyznawane przez nas wartości? Nie wystarczy, że obie historie są prawdziwe?
"Cóż, gówniarskiego nihilizmu Szumowskiej nie kupuję"
Nie zauważyłem tam ani nihilizmu, ani gówniarstwa. Uważam, że oba filmy mało łączy, chociaż utrzymane są w zdystansowanej formie, tyle, że film Szumowskiej jest bardziej "zimny", wręcz przytłaczający (czy to nihilizm?), gdyby nie czarny humor, byłby po prostu nie do przyswojenia. Obydwa filmy mam w ulubionych i obydwa są wartościowe, zmuszają do refleksji, a to największy plus. Dla 33 scen - 8/10, dla Motyla - 9/10.