Zacznijmy od tego, że to nie jest s-f. Ta część filmu stanowi tylko tło. Po drugie, nie uważam, żeby poruszana wcześniej
tematyka (w tym wypadku : wpływ decyzji i przypadku na życie) ujmowała coś filmowi - wtedy żaden film wojenny nie
mógłby być arcydziełem, bo ból, braterskie więzi itp. pojawiają się za każdym razem. Tyle tytułem wyjaśnienia, przechodzę
do oceny.
Film jest piękny. U mnie to mocne okreśenie, bo na dramatach zazwyczaj chce mi się wymiotować, a w trakcie oglądania
"Mr Nobody" byłem romantykiem. No homo, ale raz nawet poleciała mi łezka, a na Jareda świetnie się patrzyło.
Miała być długa wypowiedź, ale w sumie nie umiem wyrazić w słowach oryginalności tego filmu, bo przychodzą mi tylko do
głowy takie banały jak "świetna gra aktorska, ładne ujęcia, świetnie dobrana muzyka".
Po prostu zachęcam i jak ktoś ma inne zdanie, to bez różnicy, bo mi się podobał.