Ostatnia część trylogii Nolana jest rewelacyjna i ogląda się ją z zapartym tchem, ale mimo wszystko nie przeskakuje poprzeczki, zarzuconej przez "Mrocznego rycerza". Film jest mniej mroczny i w kilku technicznych kwestiach mniej dopracowany. Najbardziej przeszkadza mi nierówne udźwiękowienie. Złowrogi i aksamitny głos Hardy'ego, po obróbce, jest po prostu zbyt głośny, względem innych postaci. Niektóre efekty dźwiękowe, głównie wystrzały, też mogłyby być o kilka tonów ciszej. Kolejną rzeczą, która może irytować, to markowane ciosy postaci. Często da się zauważyć podczas walki, iż bohaterowie uderzają w sporej odległości od przeciwnika. Wiem, czepiam się. W gruncie rzeczy to drobnostki, bo "Mroczny Rycerz powstaje", jak i cała trylogia, są idealnym odzwierciedleniem surowego i posępnego klimatu dzisiejszych nowel obrazkowych.