Skrzywdzili okrutnie film montażem. Nie wiadomo w zasadzie co autorzy chcieli przez to osiągnąć? Zmęczyć widza? Irytuje to przede wszystkim na początku, kiedy obraz posklejany jest z bardzo króciutkich kawałków z zupełnie różnych okresów filmu. Później jest już coraz lepiej - poszatkowanie ustępuje, co od razu przekłada się na to, że film na prawdę wciąga. Właściwie to jedyne co mi się w nim nie podobało.
W końcu jakiś film, w którym dziecko wcale nie jest takie niewinne, jak to się już przyjęło przedstawiać.
Myślę, że rozmieszczenie scen jest celowe. Chodziło o ukazanie historii z perspektywy matki Kevina. Tego, jak jej życie codzienne przeplata się ze wspomnieniami, które ją dręczą. Gdyby wszystkie wydarzenia zostały poukładane chronologicznie, film byłby nudny i przewidywalny.
Mnie natomiast irytuje sielska muzyczka, która nijak nie wpasowuje się do klimatu filmu.
Zdziwiłbym się, gdyby poszatkowanie celowe nie było. Jak ktoś robi film, to raczej robi to tak jak mu pasuje. Nie przeczę również, że twój powód zastosowania montażu jest błędny, ale dla mnie jest to nadal męczące. A co do nudy i przewidywalności, uważam, że siła tego filmu nie jest w montażu, a właśnie w ukazanej historii i postaci Kevina - dziecka złego od urodzenia. Nawet gdyby nie byłoby wspomnianych udziwnień (pseudo)artystycznych historia obroniłaby się sama. Jeśli miałbym już coś zmieniać w chronologii to, może trochę staroświecko, wrzuciłbym końcówkę filmu na początek, a później akcja szła by już prosto. Ale rzecz jasna film to mój nie jest, autor zrobił tak jak chciał, komuś się to może spodobać, komuś nie.
Muzyka akurat mi się podobała. Myślę, że połączenie piosenek z poszczególnymi obrazami wyszło co najmniej ciekawie.