PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8045}

Nędznicy

Les Misérables
7,4 14 394
oceny
7,4 10 1 14394
Nędznicy
powrót do forum filmu Nędznicy

Mieszane uczucia

ocenił(a) film na 5

Jako osoba, która przeczytała wcześniej książkę Hugo, spodziewałam się czegoś lepszego. Przede wszystkim drażnią mnie dwie kwestie: zepchnięcie wątku Thenardierów na margines. Pojawiają się jedynie w scenie, gdy Valjean przybywa po Kozetę. Nie potrafię tego zrozumieć i uważam, że jest to duży minus filmu, gdyż są to ważne postacie (szczególnie "sierżant" Thenardier). Łączy się z tym druga kwestia: Mariusz. W filmie pojawia się jako student stojący na czele tajnego stowarzyszenia mającego wzniecić rewolucję. Nie ma ani słowa o jego pochodzeniu, ojcu i dziadku, przez co postać Mariusza zdaje się bardzo spłycona, jakby wyskoczył sroce spod ogona. I znów odzywa się brak Thenardierów, których los splótł się z losem Mariusza.
Pomijam takie drobne zmiany jak to, że Valjean sam powiedział Kozecie o swym pochodzeniu (w książce Kozeta do końca nie wie kim w przeszłości był jej przybrany ojciec). Brak Eponiny, jednej z moich ulubionych postaci, która moim zdaniem zasługuje na uwagę. No i końcówka - dla mnie niewypał. Niepokazanie śmierci Valjean'a to grzech. Ominięto najbardziej wzruszający moment, typowy epilog powieści.
Film ma też i plusy: dobra gra Neeson'a, genialny Javert.
Ode mnie 5/10 - z sentymentu.

Iskra01

Niestety zgadzam się co do mieszanych uczuć. Oczywiście trudno na podstawie tak genialnej książki zrobić film, który byłby godny oryginału i obejmował wszystkie wątki. To na obronę ekranizacji. Nie da się na ekran przelać wszystkich szczegółów, które są w książce ważne i które pogłębiają psychologię postaci, zgadzam się. Wiadomo, że część zmian w fabule była konieczna dla jej skrócenia, inaczej film trwałby 6h (chociaż wg mnie tyle co najmniej powinien był trwać). Ja wszystko rozumiem. Ale dlaczego Jean zakochał się w Fantynie???? Tego nie rozumiem. Po co dodawać kolejny bezsensowny wątek miłości, który spłyca motywacje Jean'a? Z filmu wynika, że Jean zaopiekował się Cosette z miłości do jej matki. I po co Jean opowiada Cosette całą swoją historię poruszony jej ... kaprysem? ("Powiedz mi, co to znaczy?? Kim jesteś?!!! -- jedna z najbardziej wg mnie wkurzających scen w filmie. Typowy "amerykanizm". Pomijam grę aktorki.) Jeszcze jedna sprawa, która mnie uderzyła. Szczegół. Moment, w którym Javiert chce przeszukać klasztor w poszukiwaniu Jean'a. W książce wyraźnie było napisane, że inspektor dał sobie spokój z przeszukiwaniem klasztoru, uważając to miejsce za święte. W tym człowieku, który był zaślepiony posłuszeństwem wobec prawa, tkwiło posłuszeństwo i respekt wobec Boga. W filmie, kiedy zabroniono mu wejść do klasztoru, zaczął jak zwierzę wyć z wściekłości. Tego też nie lubię w ekranizacjach. Jeśli ktoś jest zły, to jest zły, głupi, wymazuje mu się wszystkie zalety. Jeśli ktoś jest dobry, to zachowuje się jak święty. Oczywiście Valjean był kreowany na świętego w książce, ale niepotrzebne było odzieranie Javierta z wszelkich ludzkich uczuć. Kilka dialogów też bym zmieniła (np w trakcie ataku na barykadę nawiązuje się rozmowa między Jeanem a Mariuszem: " Gdzie jest Cosette?
Czeka na ciebie w domu, gdzie|się pokochaliście. Idź do niej.
- Nie mogę. Nie teraz.|- Ona jest całą twoją przyszłością.
Jeśli nie wygramy,|nie ma dla nas przyszłości.
Macie miłość.|To jedyna przyszłość, dana od Boga.)
Przepraszam za tak długi cytat, ale był potrzebny, żeby pokazać, co w tym filmie jeszcze mnie denerwuje. Zmienili zupełnie postać Jeana Valjeana, robiąc z niego bohatera idealnego i cukierkowego, który wierzy w miłość jak 17letni młodzik. W książce od momentu zauważenia związku Cosette z Mariuszem Jean jest zazdrosny i walczy z sobą, w końcu pogodziwszy się ze stratą Cosette. Kolejny raz film nie oddaje walki wewnętrznej bohatera. Ja wiem, że jest trudne ukazanie wszystkiego, ale bez tej rozmowy (wystarczyło, żeby Jean przypatrywał się Mariuszowi w milczeniu) film pozostałby wierniejszy książce i nie straciłby (a przynajmniej w mniejszym stopniu) głębi książki. Jean nie zaznał w życiu innej miłości, poza miłością do Cosette. Oddanie jej tak łatwo dla mnie jest nienaturalne. W książce widać, że było to poświęcenie niemal ponad siły Jeana. W filmie Jean wygłasza patetyczną pochwałę miłości. Niepotrzebnie!!! Takich kwiatków jeszcze trochę by się znalazło. Oglądając tego rodzaju filmy żałuję czasem, że to nie ja jestem reżyserem, bo mając takie możliwości jak szanowny pan reżyser, wyciągnęłabym z tej książki trochę więcej. Ale generalnie o niebo lepszy od ekranizacji z 2012.
Tak więc... 6/10. Za dobrą scenografię, kostiumy, muzykę i grę Neeson'a i Javierta.

ocenił(a) film na 5
kosmitk

Cieszę się, że nie jestem jedyną osobą, która sceptycznie podeszła do tej ekranizacji. Przed obejrzeniem czytałam opinie niektórych użytkowników i większość była pozytywna, co mnie zmyliło. Na przyszłość będę bardziej ostrożna. Nie ma nic gorszego od skrzywdzenia tak wspaniałej książki jak "Nędznicy." Chyba tylko wersja z 1972r. jest od tej gorsza. Czy o niebo lepszy od musicalu z 2012r? Tu bym dyskutowała, w końcu to musical, nie dokładna adaptacja :)

kosmitk

Zgadzam się z tym, co napisałeś odnośnie tego filmu. Świetny i argumentacja. Ale nie rozumiem jednego, czemu po tylu krytycznych słowach piszesz, że "o niebo lepszy od ekranizacji z 2012"? Tak jak napisała Iskra01 tamto to musical więc trudno porównać, a poza tym w tym musiacalu jest to czego Ci tu brakowało :)
- Jean nie zakochuje się w Fantynie, jego motywy, które sprawiają, że opiekuje się Cosette nie są spłycone.
- Jean nie opowiada Cosette swojej historii, mimo jej próśb.
- Javiert jest pokazany jak negatywną postacią, jednak nie pozbawioną ludzkich uczuć. Pokazane są jego rozterki (scena samobójstwa), wiara i szacunek dla Boga, przekonanie, że to co robi jest dobre, zgodne z jego wolą.
- Nie ma takich dialogów, tylko świetne teksty piosenek.
- Jean jak dowiaduje się o Mariusu jest zazdrosny i walczy ze sobą, z początku przeraża go myśl, że ją straci. Widać to poświęcenie.
A co do tego, co pisała Iskra01 w pierwszym poście:
W musicalu:
- Thenardierów nie pojawiają się tylko w tym momencie, jak Jean bierze Cosette.
- Jest postać ojca Mariusa, znamy jego pochodzenie.
- Jest Eponina.
- Nie pominięto momentu śmierci Jean'a.

Rozumiem, że pewnie do musicalu masz inne zarzuty niż do tej ekranizacji, mimo że akurat te wszystkie rzeczy były, może Ci innych brakowało albo nie lubisz tego gatunku. Mnie natomiast ekranizacja z 2012 roku zachwyciła i wzbudziła wiele emocji. Uważam, że bardzo dobrze zostały przekazane uczucia postaci. Teksty piosenek oddają rozterki bohaterów a wyśpiewanie ich na żywo w sposób emocjonalny i połączenie z bardzo dobrą grą aktorską daje świetny efekt. Ale ja uwielbiam musicale, więc może dlatego mi się tak podobało :)

celika

To prawda. Do musicalu mam inne zarzuty. Musicale uwielbiam (tak samo jak każdą dobrą muzykę), moja krytyka nie jest więc związana z tym, że nie lubię musicali jako takich. De facto do tej pory nie zdarzyło mi się płakać na żadnym filmie z powodu fabuły, z powodu pięknej muzyki, owszem. Dlatego zabolało mnie słabe wykonanie piosenek przez aktorów Hollywood (szczególnie przez Hugh'a Jackman'a, który jest świetnym aktorem, ale głosu niestety nie ma). Jeżeli lubisz musicale Celiko, oglądnij sobie oryginalny musical z 1995r (a właściwie koncert z okazji 10-lecia, znajdziesz go na youtube pod Les Miserables The 10th anniversary concert), na którym oparty jest ten z 2012r. Gdyby ten z 2012 był pierwszym, dałabym mu 9/10, ze względu na muzykę (uwaga: nie wykonanie). Jednak oprawa muzyczna tej ekranizacji nie jest oryginalna. A w dodatku, jeśli porówna się wykonanie utworów śpiewaków operowych z wykonaniem aktorów Hollywood, to 2012 wypada baaardzo słabo. Dlatego podsumowując: Film z '98 w sumie mi się podobał (kostiumy, muzyka, gra aktorska=+ za wykonanie), choć jednocześnie w paru miejscach był zepsuty (brak ukazania śmierci Jean'a, patetyczne mowy dot miłości, wyeksponowany wątek miłości Jeana... = - za scenariusz.). Musical z 1985 był GENIALNY (oczywiście nie miał pewnych atutów filmu, wiadomo, był odgrywany w operze, chociaż nie uznałabym tego za minus, bo oglądając trzeba było użyć mózgu, żeby wszystko sobie wyobrazić. Przy oglądaniu ekranizacji wszystko ma się "na tacy"). Ekranizacja - musical (2012), wg mnie dużo gorszy od '95 (choć wiadomo, dużo funduszy poszło na scenografię itp.). Poza tym była to kopia '95 (więc ani za muzykę ani za scenariusz właściwie chwalić go za bardzo nie można).
"a poza tym w tym musiacalu jest to czego Ci tu brakowało :)
- Jean nie zakochuje się w Fantynie, jego motywy, które sprawiają, że opiekuje się Cosette nie są spłycone.
- Jean nie opowiada Cosette swojej historii, mimo jej próśb.
- Javiert jest pokazany jak negatywną postacią, jednak nie pozbawioną ludzkich uczuć. Pokazane są jego rozterki (scena samobójstwa), wiara i szacunek dla Boga, przekonanie, że to co robi jest dobre, zgodne z jego wolą.
- Nie ma takich dialogów, tylko świetne teksty piosenek.
- Jean jak dowiaduje się o Mariusu jest zazdrosny i walczy ze sobą, z początku przeraża go myśl, że ją straci. Widać to poświęcenie.
A co do tego, co pisała Iskra01 w pierwszym poście:
W musicalu:
- Thenardierów nie pojawiają się tylko w tym momencie, jak Jean bierze Cosette.
- Jest postać ojca Mariusa, znamy jego pochodzenie.
- Jest Eponina.
- Nie pominięto momentu śmierci Jean'a"
... to prawda, ale to wszystko zasługa scenariusza z '95...
Generalnie więc, niestety spośród tych 3 za najsłabszą uważam najnowszą.

kosmitk

Już oglądałam ten musical z 1995 roku na yt :) Owszem wykonania aktorów w tym filmie nie są na takim poziomie wokalnym, jak aktorów teatralnych (z różnych spektakli). Nawet posłuchałam kilku piosenek za nim obejrzałam film i uznałam, że wykonania z filmu podobają mi się tak sobie, jak porównywałam do innych. Ale po obejrzeniu filmu w kinie zachwyciły mnie te wykonania, zwłaszcza pod względem emocjonalnym. Taki był zamiar reżysera, by aktorzy śpiewali na żywo, by było bardziej uczuciowo, naturalnie i prawdziwie. I choć nie mają takich głosów, jak aktorzy z teatrów muzycznych, czy opery na mnie ten efekt podziałał i uznałam, że to pasuje do filmu. Ja sobie wyobrażałam, że dany bohater po prostu wyraża swoje uczucia śpiewając, takim głosem jaki ma :) I patrząc w ten sposób ich głosy mi wystarczały i się podobały. Gra aktorska mnie zachwyciła i to pewnie dlatego.
Ale to moje subiektywne odczucia, wiem że właśnie tu są zdania podzielone, czy taki efekt jest w porządku i czy takie wykonania wystarczają. Rozumiem, że można to tak odebrać, jak Ty. Ale fajnie, że lubisz musicale, bo ciągle słyszałam krytykę tego filmu w stylu - jakie to beznadziejne, że w filmie cały czas śpiewają :)

celika

Jeśli chodzi o mnie to jest to moja ulubiona wersja NĘDZNIKÓW. Właśnie te zmiany czynią ją tak ciekawą. Moim zdaniem film znacznie ulepszył książkę. Fabuła jest o wiele bardziej ciekawa i trzymająca w napięciu, bohaterowie są ciekawiej ukazani, nie mamy tutaj podziału na złych i męczenników skazanych na wieczne cierpienie jak w książce. Wkurza mnie jak nie wiem co, że Valjean robił wszystko, by odseparować się od Kozety, ukryć przed nią swoją tożsamość i umiera na końcu książki. W filmie mamy zupełnie innego Valjeana i Liam Neeson zagrał go fenomenalnie. Tutaj Jean jest godny podziwu - nie brak mu odwagi, szlachetności, ale też nie brak również sprytu i zaradności. Kocha Kozetę jak córkę i umie pogodzić z tym, że nie jest tym jednym jedynym w jej życiu - w książce zachowuje się jak idiota. Bo niby czego oczekiwał? Że młoda dziewczyna będzie tylko ze staruszkiem całe życie żyć i nic poza tym? Jeśli tak musiał być bardzo głupi. Ale pisano tę książkę w dobie romantyzmu - tam wszystkim odbijało, a większość postaci literackich tego okresu to idioci robiący z siebie męczenników. Gdyby książka powstała w późniejszych czasach, pewnie by wyglądała tak jak ten właśnie film. Zmiany, które mi się podobają, to:
- Jean nie jest zaborczo zazdrosny o Kozetę.
- Mariusz wie, że to Valjean go ratuje (w chwili wynoszenia go kanałami jest przytomny)
- Javert jest bydlakiem, ale jego przemiana na końcu jest tym większa i zaskakująca
- Kozeta nie jest żałośnie płytka jak w książce, ma osobowość i charakterek
- Miłość Kozety i Mariusza nie jest żałośnie romantyczno-cukierkowa jak w książce
- Gavroche świetnie ukazany
- Sceny akcji jak pościgi, ucieczki, przebranie się Valjeana za chłopa czy pochwycenie Javerta przez Mariusza i Kozetę

Nie wiem, czego krytycy chcą od tego filmu. Jak dla mnie jest on doskonały. No, może jedynie zakończenie bym zmienił - pokazał szczęśliwe życie Valjeana z poślubionymi sobie Kozetą i Mariuszem. Tak, jak ta historia powinna się kończyć. Może bym wplótł w to jeszcze Thenardierów. NĘDZNICY to piękna książka, ale jednak zbyt wielu męczenników ma w sobie. Zresztą Victor Hugo lubił takie zagrywki - wszyscy u niego wiecznie cierpią i dążą do tego cierpiania. Ja wolę innych bohaterów i dlatego ta wersja najbardziej do mnie przemawia.

użytkownik usunięty
kosmitk

No cóż, mimo, że musical z 2012 roku jest typowym hollywoodzkim hiciorem, to jednak nie spłycił postaci Javerta - nie zrobił z niego nawet czarnego charakteru.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones