Nie mam pojęcia kto wpadł na tak idiotyczny pomysł dodawania dźwięków do filmu ale irytacja sięgała zenitu. Sceny, w których nic się nie dzieje, ćwierkają ptaszki, a w tle co? Napier* w jakąś perkusje, pojedyncze uderzenia, mocne, bezsensowne. W innych momentach (oczywiście spokojnych, gdzie widz mógłby odetchnąć) jakieś kolejne je*cia, tzn. uderzenia , nawet ciężko określić czy w instrument, czy głową w szafę. Jezu, jak to zepsuło cały film.
Tematyka spoko, przedstawienie samo w sobie spoko, realizm spoko ale ładu i składu też ciężko się doszukać. Przeskoki w czasie i przeskoki w nastrojach wszystkich momentami tak rozbujane, że sam zgłupiałem co ja oglądam, gdzie teraz jesteśmy i co się dzieje.
Ktoś miał ewidentnie dobre chęci i dobry pomysł ale nie potrafił tego dobrze przelać na ekran.