Akcja rozgrywa się pod koniec lat 90. XX wieku, po pandemii specyficznej dżumy, powodującej mutacje i egzemę, a w wyniku której większość populacji jest zarażona i dogorywa. Państwa uległy rozpadowi, władzę przejęły korporacje, a ludzkość podzieliła się na trzy grupy: chorych, skazanych na życie w strefach, zdrowych, żyjących w ramach korporacji, oraz tzw. Zerowców, którzy, choć pozornie normalni, mają jednak przed sobą tylko dwa lata życia. To skłania ich do szafowania swoim życiem, pogoni za adrenaliną, gdzie prym wiodą śmiertelne zakłady i gry, oraz podejmowania ryzykownych wyzwań.
Tymczasem podczas inspekcji terenu na obrzeżach strefy, planowanego pod budowę, ginie jedna z szych korporacji, a jego córka zostaje uprowadzona przez Decker'a (granego przez Brion'a James'a, znanego m.in. z roli Leona Kowalskiego w "Blade Runner"), zbiegłego właśnie z więzienia niebezpiecznego Zerowca, który wraz z branką uchodzi w głąb strefy. Służby policyjne korporacji odmawiają, ze względu na obszar ewentualnych działań, ścigania uciekinierów, co zmusza Chaz'a (w tej roli Jeffrey Combs, słynny dr Herbert West z serii Re-Animator), bliskiego, acz fajtłapowatego, pracownika ojca dziewczyny, do samodzielnego zorganizowania pościgu. W tym celu o pomoc zwraca się do nieustraszonego, bo Zerowca, John'a Luger 'a, mającego osobiste porachunki z Decker'em, i wspólnie ruszają śladem przestępcy w głąb zakazanego kraju.
"Dead Man Walking" to produkcja klasy "B", lecz dobrze nakręcona. Zadbano o instrumentalną ścieżkę dźwiękową, a przede wszystkim o background i postapokaliptyczny klimat, z dziwacznym towarzystwem, ubiorami, ponurymi barami, brudem, jałowymi krajobrazami itd., tak, że ostatecznie obraz nie nudzi, a mniejszy budżet nie rzuca się w oczy.