Pierwsze minuty zapowiadają film opowiedziany przez miasto, czyli prawdziwy noir. Nowy Jork, upalne lato, zatłoczone ulice. Tysiące historii rozgrywają się w każdej chwili. Tematem filmu będzie jedna z nich, zabójstwo modelki. Narrator z dumą oznajmia nam, iż całość kręcona była na ulicach i w pomieszczeniach budynków miasta, daleko od studyjnych dekoracji. I to się czuje.
Niestety nadzieja zostaje rozwiana dość szybko. Nieustannie towarzyszy nam irytujący, wszechwiedzący narrator, którego głupawe ględzenie i zadawanie pytań nie pozwala na zaistnienie jakiegokolwiek klimatu. Gra aktorów nie zachwyca (moje ulubione momenty - reakcje znajomych na wieść o śmierci kobiety), również niektóre dialogi. Samej obsadzie brakuje charyzmy. Bohaterowie są strasznie przeciętni. Większość akcji rozgrywa się za dnia. Nie daje się odczuć ani rzeczonych upałów, ani tętniącego w betonowej dżungli życia.
To nie noir, a przeciętny kryminał. Można by nawet rzec, iż to film propagandowy - wystarczy spojrzeć na rys policjantów i sposób, w jaki prowadzone jest śledztwo. Wszyscy uśmiechnięci, ochoczo biorący się do roboty.
Najlepsze filmy Dassin miał dopiero przed sobą.