Nie rozumiem tego oburzenia, że to nie jest komedia. Tak o filmie mówią twórcy i dziennikarze. Po prostu zasypano nas idiotycznymi komediami romantycznymi z białymi plakatami i z Tomaszem Karolakiem i zapomnieliśmy że gatunek jest dosyć szeroki. A tu mamy wszystko: ten film bawi, wzrusza, daje kopa energii, ale też chwyta za serce. I cudownie można się w nim odnaleźć, bo czy nie każdy z nas jest lub był dla kogoś najgorszym człowiekim na świecie?
To taki samiec alfa, który wypisuje takie rzeczy pod każdym filmem z nagością męska, nawet jeśli występują one przez kilka sekund. Należy to zignorować.
Nie wiem zatem, skąd myśl w pierwszym odczuciu, że chciałam film odzobaczyć. Chyba mnie męczyły te "beznadziejne" relacje, plus jeszcze wiecznie kokieteryjny grymas na twarzy dziewczyny w każdej niemalże sytuacji, plus podejmowanie jej wysiłku nie wiadomo po co w uskutecznianiu dialogu z jakimś przypadkowym facetem na imprezie... żeby to jeszcze wróżyło choćby czymś fajnym pomiędzy nimi... , albo domowe tańce w otoczeniu żonatych/dzieciatych dziwacznie zachowujących się ludzi... wydawało się to takie na siłę organizowane, a nie było nic atrakcyjne, ja bym uciekła z tych sytuacji, film wręcz depresyjny.
Serio dziewczynie chciało się być z tym facetem po jednej z nim imprezie, albo tańczyć na domówce z dzieciatymi/żonatymi, których już wcześniej zdążyła krytycznie ocenić.
w skrajności w skrajność. między Karolakiem a tym "dziełem" masz chociażby ciekawe komedie francuskie, czy czarny humor w stylu "Parasite"