to kim jestem, niż kochali kogoś kim nigdy nie będę". Niestety tak jak Cobain powie niewielu. Ludzie kochają kłamstwa, byleby tylko były słodkie, miłe, czarujące... Żyjemy w cywilizacji kłamstwa, a to oznacza, że prawda w takiej cywilizacji musi być okrutna, a zatem nie jest mile widziana.
Zdarza mi się. Człowiek chcąc nie chcąc nasiąka otoczeniem, musi w nim jakoś funkcjonować, "krakać jak inne wrony".
Nie popadajmy w skrajności. Dziecku nie powiesz, że jego matka została zmasakrowana podczas wypadku i jej ciało jest w kawałkach. Tak jak ze wszystkiego trzeba używać z rozwagą bo w życiu "białe kłamstwa" czasem są lepsze od prawdy niestety.
Jestem pewno nieczułym dupkiem, ale ja w tej historii widzę same plusy. Moje spaczone poczucie humory miało używanie podczas seansu. Stado owiec, z racji daty moich urodzin nie powiem baranów, zostało pięknie wyrolowane, co niestety odbiło się na wyniku finansowym, bo niestety amerykanie samokrytyczni nie są i nie lubią jak im się przywary wytyka. Szacunek dla reżysera, że znalazł sponsora na ten film jak i God Bless America.
Zgadzając się z rdzeniem Twojej wypowiedzi, rozszerzyłbym ją o własne zdanie. Nie sądzę, że przesłanie tego filmu jest antyamerykańskie, takie mogłoby być gdyby reżyser dowalił filmem o manipulacjach z kolejnymi wojnami "o demokrację" czy finansowej twórczości naukowo-prawniczej Przedsiębiorstwa Holokaust. Ten film jest o manipulacji, ale także o jej ujawnieniu, co - niestety - stępia jego satyryczne ostrze. Ostatnia scena jest według mnie całkowicie zbędna, bo aż nazbyt czytelna i budująca.