Gangsterzy usiłują zbiec z małej wyspy ze zrabowanymi pieniędzmi. Na przeszkodzie staje im kapitan łodzi, na pokładzie której planują przemycić swój łup...
Osadzony w egzotycznej scenerii Hawajów thriller Rogera Cormana. Fabuła do pewnego stopnia przypomina schemat znany z "Key Largo", tyle że tam przestrzeń była bardziej ograniczona. Istnieje w każdym razie duże prawdopodobieństwo, że to właśnie z filmu Johna Hustona zżynali scenarzyści Charles Griffith i Mark Hanna.
Obu tytułów nie ma oczywiście sensu porównywać: podczas, gdy obraz z Bogartem to jeden z najbardziej udanych filmów noir w historii, "Naked Paradise" pozostaje niskobudżetowym dreszczowcem klasy B. Emocje w trakcie seansu są umiarkowane, napięcia ledwo starcza na godzinę z hakiem, śmieszą realizacyjne niedociągnięcia. Aktorstwo jest, powiedzmy - takie sobie. Widywałem w każdym razie znacznie gorsze występy w cormanowskich produkcjach. Najlepiej spośród obsady wypada Beverly Garland, wcielająca się w osobistą "sekretarkę" bossa gangu. Znana głównie z telewizji aktorka tworzy całkiem przekonującą kreację jako zgorzkniała, topiąca smutki i strach w alkoholu kobieta. Cała reszta nie wznosi się ponad standardową przeciętność pierwszej połowy podwójnego seansu w kinie "drive-in" lat 50.