W mandze jest zdecydowanie bardziej zdroworozsądkowo. Natomiast w tym filmie jakiś nowy scenarzysta kompletnie odleciał w zachwytach nad Naruto do tego stopnia, że bohaterska śmierć kilkudziesięciu podwładnych księżniczki nie zrobiła na niej żadnego wrażenia, z kolei niedługo potem w scenie, w której dzieciak (czyli Naruto) rozrywa w więziennej celi swoje kajdany jest już dla niej niebywałym szokiem i całkowicie zmienia jej nastawienie do życia. WTF?! Gdyby oryginalny twórca mangi odstawiał równie żałosne pokazy zachwytu nad dziecięcym buntem głównego bohatera to z całą pewnością Naruto byłby jedną z tysięcy niszowych produkcji, o której nikt by nie usłyszał (poza Japonią ofkors).