PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10036311}
6,9 147
ocen
6,9 10 1 147
Naszość tylko dla nienormalnych
powrót do forum filmu Naszość - tylko dla nienormalnych

Przez większą część filmu „Naszość – tylko dla nienormalnych” widzimy Piotra Lisiewicza, lidera tytułowej grupy prawicowych performerów, w dwóch sytuacjach: albo pałowanego przez policję, albo kontynuującego swój happening już w kajdankach, na sali sądowej lub w jej okolicach. Gdy Lisiewicz nie jest akurat mielony przez tryby prawno-karnych instytucji, to z temperamentem nadpobudliwego dziecka sam buduje wokół siebie atmosferę konfrontacji: trolluje, wszczyna awantury, zaczepia polityków, tworzy sytuacje obnażające (w jego mniemaniu) hipokryzję społeczno-politycznego systemu III RP.

Poznańska Naszość była na pewno niejednoznacznym zjawiskiem. Z jednej strony bardzo mocno opowiadała się po jednej stronie sporu politycznego, który wybuchł w efekcie „wojny na górze” – tej, która za swoją ikonę przyjęła Jana Olszewskiego i jego krótkotrwały rząd. Happeningi Naszości często ocierały się o granice dobrego smaku. W porównaniu do wrocławskiej Pomarańczowej Alternatywy czy trójmiejskiego Totartu, brakowało im lekkości, talentu do pokazywania egzystencjalnych absurdów. Przekaz akcji Naszości był wprost polityczny i nadający się do natychmiastowego wykorzystania w partyjnej nawalance (niemal dosłownej, patrz: obrzucenie jajkami Aleksandra Kwaśniewskiego). Oglądając uważnie film Magdaleny Piejko, nie sposób nie zauważyć też flirtu Naszości z grupami wyznającymi kult siły – fanatycznymi kibicami czy prawicowymi skinheadami.

Z drugiej można pozazdrościć Lisiewiczowi i jego kolegom odwagi. Tej rozumianej jako skłonność do konfrontacji i jako pewna bezczelność, ale też pewnego idealizmu - wiary w to, że niesprawiedliwy ich zdaniem system III RP, jest możliwy do zmiany poprzez uliczny aktywizm. W tym podejściu grupie Naszość nie tak daleko jest do środowisk anarchistycznych (z którymi ekipa Lisiewicza zresztą współpracowała) czy związanych ze społeczeństwem obywatelskim. Mam spore wątpliwości czy obecnie taki fenomen miałby szansę jeszcze zaistnieć. Wbrew temu co rządzący z jednej czy drugiej strony mówią o wpływie „ulicy” na politykę – ten wydaje się coraz mniejszy. Sfera obywatelskiego aktywizmu sprofesjonalizowała się i stała się mniej żywiołowa. Trudno też wyobrazić sobie tak żywotny sojusz różnych środowisk – inteligentów z Naszości, anarchistów z poznańskiego Rozbratu czy krewkich kibiców poznańskich klubów.

Poza tym Naszość działała przez co najmniej kilka lat w realiach niemal całkowitej hegemonii „Gazety Wyborczej” i innych liberalno-lewicowych tytułów – prawicowe media były niedofinansowane, a internet nie był jeszcze na tyle opiniotwórczą przestrzenią, zresztą mowa o czasach przed aferą Rywina, gdy „Wyborcza” potrafiła jednego dnia sprzedać milion egzemplarzy. Siłą rzeczy głoszenie mitu Nocnej Zmiany czy idei politycznych braci Kaczyńskich było ekscentryczną (i przez to ekscytującą) opcją dla 30-latków z dużego miasta.

Niestety film nie próbuje opowiedzieć głębiej o znaczeniu takich grup jak Naszość. Przez kadr przewala się defilada gadających głów – niemal bez wyjątku mężczyzn, byłych członków Naszości lub kumpli aktywistów – których wypowiedzi układają się w laurkę dla ruchu i dla samego Lisiewicza. Fakt, że atakowali oni tylko jedną stronę politycznego sporu (w latach 90. postkomunistów z SLD, a od czasu rozpadu idei PO-PiS-u polityków strony liberalnej), nie jest w ogóle w filmie omówiony, a trochę odbiera prześmiewczemu trollingowi Lisiewicza wiarygodność. Widz może mieć złudzenie, że Naszość opowiadała się po jedynej słusznej stronie historii, a nie była częścią bardzo złożonego i niejednoznacznego, trwającego kilka dekad politycznego konfliktu, w którym każda ze stron miała swoje racje.

Z napisów końcowych dowiadujemy się też, co obecnie robią byli członkowie Naszości i bohaterowie filmu – co najmniej kilku (pięciu?) dostało pracę z politycznego nadania w latach 2015-2023, gdy u władzy na dłużej zameldowała się Zjednoczona Prawica. Sam Lisiewicz jest wicenaczelnym „Gazety Polskiej”,. Wypowiadający się w filmie krytyk sztuki Piotr Bernatowicz wciąż jest wicedyrektorem „odzyskanego” przez rząd Zjednoczonej Prawicy Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. I tak dalej. Uliczni performerzy po zrzuceniu prześmiewczych masek postanowili wbić się w garnitury, wejść do mainstreamu, co z pewnością wiązało się z licznymi ideowymi kompromisami. I tego faktu film w żaden sposób nie komentuje. Do jakichkolwiek interesujących wniosków widz musi w trakcie seansu dojść samodzielnie – sam film, będący w zasadzie bezkrytyczną laurką dla grupy Piotra Lisiewicza, niespecjalnie mu w tym pomoże.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones