Film mi się całkiem podobał, ale zabiły mnie nonsensy liczne:
- jakim cudem władze nie wiedzą nic o grze, skoro wszyscy o niej mówią (bohaterowie jakoś się przecież dowiedzieli), na ulicach pełno jest filmujących, a przygotowanie finału wymagało czasu i inwestycji?
- kto wymyśla te zadania? Pierwsze są naiwno-głupiutko-milusie, końcowe zdecydowanie przegięte? Gdzie klasyki w stylu "zjedz pająka" czy "wykąp się w jeziorze z krokodylami" albo choćby "pobiegaj nago po Times Square"?
- czemu nasi bohaterowie zdobyli taką popularność? W realu kumpela bohaterki zdobyłaby większą popularność, chociażby błyskając tyłkiem na imprezie sportowej. Oni de facto byli nudni - pocałowali się, poszli do sklepu...
- co z ich konkurencją? Z przebitek wynika, że nie dali rady, ale mieli dużo trudniejsze zadania albo... no właśnie, czemu się wszyscy posypali?
- cała ta hakerka to zabawna była ;-). I mamusia wpadająca do tajnego klubu infosów ;-)
Sęk w tym, że widzami czy też osobami które fundowały nagrody byli ludzie z różnych warstw społecznych w tym najprawdopodobniej i u władzy. W filmie nie jest to wyraźnie pokazane, a w książce pojawił się tylko ogólny zarys.
Rozumiem, to dało się wywnioskować również w filmie, ale jak to się ma do moich słów?
W pierwowzorze konkurencja była szersza, w finale brało udział ok. 8 osób albo i więcej ( książkę czytałam jakiś czas temu) Było więcej rund i jak poprzednio najpierw było lajtowo na miarę finału a potem działo się mniej więcej to co na ekranie. Piszę z telefonu i moja poprzednia wypowiedź też była skierowana do ciebie.