Świat pełen jest dziwnych ludzi. A jednym z nich jest Steven Seagal. Jakby popatrzeć na tego pana w wersji A.D. 2019 otrzymujemy niezachęcający obraz grubego rusofila, który jeździ na wykopki z prezydentem Białorusi i gra, albo raczej występuje w szmatławych, tanich filmach akcji klasy B. Ale Seagal nie zawsze był taki, a że lubię jego starsze filmy, “Nico – ponad prawem”, czyli debiut tego aktora, to była dla pozycja obowiązkowa.
Fabuła filmu nie jest tak prosta, jakby mogłoby się wydawać. Główny bohater, Nico, jest policjantem włoskiego pochodzenia w chicagowskiej obyczajówce, który w przeszłości z ramienia CIA służył w Wietnamie. Jak to u włoskich Amerykanów bywa, ma kochającą rodzinę oraz partnerkę w policji, z którą łączy go przyjaźń. Nico jest poczciwy, ale ponieważ gra go Seagal nie stroni od brutalności czy naginania prawa w dobrej wierze. Gdy wpada na trop nielegalnej grupy przestępczej, która może mieć powiązania z agencjami federalnymi, nasz nieprzekupny protagonista zrobi wszystko, by wykryć spisek i wsadzić winnych za kratki.
Czyli, tak de facto, mamy tutaj topos ostatniego, nieprzekupnego gliniarza w zepsutym, policyjnym półświatku. Chociaż nie do końca, bo Nico ma paru kumpli, w tym Jackson, partnerkę z obyczajówki, którzy z chęcią pomagają mu w śledztwie. A tak swoją drogą – nazwisko Seagal przyzwyczaiło mnie do filmów raczej głupich, przekładających akcję nad opowieść. A “Nico – ponad prawem” taki nie jest! Bo na poziomie fabuły film ten jest całkiem inteligentną opowieścią, która w realistyczny i spójny sposób pokazuje wykorzystywanie politycznej władzy do tworzenia nielegalnych biznesów. Historia filmu dzieje się co prawda w Chicago, ale na poziomie treściowym istotny jest tu powracający wątek Wietnamu oraz przeszłości głównego bohatera. Cóż za paradoks, inteligentny film ze Stevenem Seagalem…
Ciąg dalszy recenzji na moim blogu ;) - https://500filmow.pl/nico-ponad-prawem-1988/