Para rezysersko-scenopisarska Scott McGeghee / David Siegel ma na swoim koncie dwa znane i odbiegające od hollywoodzkich standardów słynne projekty filmowe NA SAMYM DNIE oraz SEZON NA SŁÓWKA. Obie te produkcie wyróżniała gwiazdorska obsada i nie do końca mainsrtremowa tematyka.
Ich najnowsze dzieło NIEPEWNOŚĆ to bodaj najmniej znany i najbardziej eksperymentalny projekt artystycznego duetu.
Film ten przypomina moralizatorskie psychodramy Krzysztofa Kieślowskiego, które zostały tu wymieszane z rytmiką dramatów Wong Kar-Waia.
Rezultatem tego połączenia jest refelksyjne, ambitne i otoczone filozoficzną aurą kino artystyczne, które nie tak często powstaje w USA.
McGeghee/Siegel opowiadają nam tu dwie historie z życia jednej pary, które toczą się na przestrzeni 2 dni. Historie te opowiedziane są równolegle, wymieszane na zasadzie kontrastów i w pewnym sensie zazębiają się w prowadzącym do filozoficznej konlkuzji finale.
NIEPEWNOŚĆ to kino rozgrywające się na dwóch równoległych płaszczyznach, w dwóch alternatywnych rzeczywistościach.
Twórcy w tym filmie rozprawiają na temat znaczenia i wagi naszych życiowych wyborów zestawiając je jednocześnie z różnorakimi uwarunkowaniami zewnętrznymi. Bohaterowie tego obrazu mają liczne problemy, marzenia, plany o których rozmawiają co najwyżej półslówkami.
NIEPEWNOŚĆ to dramat psychologiczny w którym więcej jest niedopowiedziane niż odkryte, a z materią interpretacji musi już się uporać sam widz.
W te niebanalne kino świetnie wpisują się odtwórcy roł glównych. Joseph Gordon-Levitt jest tu jak zawsze znakomity i bardzo autentyczny. Partnerująca gwieździe 500 DNI MIŁOŚCI Lynn Collins jest nie tylko zjawiskowo piękna, ale również potrafi nieźle grać. Ta ekranowa para uzupełnia się wzjaemnie w godny podziwu sposób co jeszcze bardziej wzmacnia przesłanie filmu.
W NIEPEWNOŚCI mamy do czynienia zarówno z dramatem psychologicznym, dramatem społecznym, rasowym kinem obyczajowym i filmem sensacyjnym. To mieszanka iście wybuchowa, ale co ważniejsze twórcą udało się ulepić z niej zgrabną całość.
To co w tym filmie zgrzyta to fakt, iż samo zakończenie (choć prawdziwe) okazuje się być nazbyt banalne i przewidywalne. Chilami również balans pomiędzy sensasyjną intrygą, a glębokim dramatem psychologicznym jest nieco zaburzony i film rozkleja się na dwie nie do końca satysfakcjonujące części.
Sporo tu również typowej dla amerykanów symboliki z 4. Lipca włącznie, ale jeśli brać pod uwagę tematykę filmu to te narodowo-kulturowe symbole zostały wykorzystane tu należycie i w okazały sposób dopełniają one warstwę intelektualną tego dzieła.
Jeśli cenice sobie kino metafizyczno-filozoficzne to NIEPEWNOŚĆ powinna się wam sposobać. Film (oczywiście) nie osiąga poziomu najlepszych dzieł Kieślowskiego, Wong Kar-Wai'a czy Tarkowskiego, ale ogląda się go ze sporą satysfakcją.
W filmie zarysował się piękny, choć jakże banalny, morał - życie, a raczej jego tor, to nasz wybór. Wolimy iść normalną ścieżką, czy obrać tę jeszcze niezbadaną? Chcemy mieć psa, dziecko i rodzinne obiady czy spać na kartonie i trzymać tytułową niepewność w dłoniach? Więc co chcemy robić? "Może po prostu chodźmy przed siebie"...
Obsada, tło, ciekawy temat - świetne.
Podzielam Twoją opinię, muszę jednak nie zgodzić się co do głównej roli kobiecej, moim zdaniem Lynn Collins wypadła bardzo słabo w porównaniu do J. G-L, jej krzyk, "sapanie" w czasie wypowiadania kwestii lub ot tak oraz niektóre miny po prostu mnie frustrowały...
Do tego dochodzi monotonna muzyka, nie wiem dlaczego w filmach tego typu muzyka zawsze próbuje uśpić widza...
Ogólnie "Niepewność" oceniam jako całkiem niezły, choć pewnie szybko o nim zapomnę...