Od wielu, wielu dni wybieram się na "Good bye, Lenin!", ale zawsze pewne czynniki zewnętrzne uniemożliają obejrzenie tego filmu. I tak np wczoraj nie zdążyłem na seans.... ale żądny filmowych wrażeń zdecydowałem się na najnowszy film Stephena Freaesa "Niewidoczni". Obiecywalem sobie wiele, przecież to twórca tak świetnego obrazu jak "Moja piękna pralnia" emitowanego w tym roku na kanale tv EuropaEuropa. Niestety, Frears zawiódł na całej linii. "Niewidoczni" to znakomity przykład stłamszenia reżyserskiego talentu przez machinę potężnych wytwórni filmowych. O ile niezależność filmowa pozostawia swobodę, pewien konfort twórczy, o tyle uzależnienie od producenckich megamenów niweczy artystyczny kunszt.
"Niewidocznoi" to film o niewidocznych bolączkach współczesnego Londynu. Londyn jawi nam się jako miejsce nielegalnych emigrantów z całym brzemieniem ich egzystencjalnych problemów. Temat rzeczywiscie interesujący, lecz Frears zagubił swą swobodę, lekkość w nakreślaniu swych bohaterów i poszczególnego ciągu wydarzeń. Otrzymujemy w zamian pretensjonalną, nieprzekonującą papkę.
Nie polecam.