James Whale to z całą pewnością reżyser wybitny. Nie dość, że w genialny sposób potrafi (a raczej potrafił) prowadzić narrację (myślę, że Hitchcock, choć ma lepszy styl, podpatrzył u niego kilka sztuczek), to jeszcze ma na swoim koncie filmy, które na stałe weszły do czołówki światowej kinematografii i stały się wyznacznikiem dla późniejszych tego typu opowieści. Mowa tu o "Frankensteinie", "Narzeczonej Frankensteina" oraz właśnie "Niewidzialnym człowieku", który - choć najgorszy z tej trójki - jest filmem rewelacyjnym. A także przełomowym, gdyż efekty specjalne do dzisiaj robią duże wrażenie (a trzeba pamiętać, że film powstał w 1933 roku). Niektóre sceny i dialogi mogą wydawać się dzisiaj trochę naiwne i śmieszne, ale zbytnio to nie przeszkadza, ponieważ to i tak bardzo dobra rozrywka na wysokim poziomie.
"Niektóre sceny i dialogi mogą wydawać się dzisiaj trochę naiwne i śmieszne (...)"
Powiem Ci, że wcale nie tak bardzo. Zdarzało mi się widzieć więcej naiwności i nieporadności w niektórych produkcjach z lat 40. i 50. Tutaj byłam wręcz zszokowana bardzo dobrą grą aktorską, logiką fabuły, płynnością narracji, sensownością opowiedzianej historii. Może tylko właścicielka gospody za bardzo się darła. ;) Ale poza tym - klasa.
Efekty powalają. I nie chodzi nawet o samą niewidzialność, ale też np. o katastrofę pociągu (mocna scena) czy stoczenie się samochodu w przepaść. Naprawdę robi wrażenie. Tu i teraz, na mnie, wychowanej na dziesiątkach filmów, w których co i rusz coś wybucha, spada i stacza się spektakularnie. No, rewelacja. :)