W opisie z ulotki Nowych Horyzontów autor sugeruje jakoby "Nieznajomy nad jeziorem" był żonglerką konwencjami, które wciąż zmieniają się z sceny na scenę. Niestety to dość mylne twierdzenie. W istocie film zawiera w sobie romans, thriller, porno oraz komedię, ale jest to od początku ze sobą wymieszane i przez cały czas króluje groteska. Reżyser już już w pierwszych scenach stwarza dzięki temu skupisku gatunków niezwykły klimat i nie opuszcza nas on do samego końca. Nie ma co więc oczekiwać że obraz popadnie w jakąkolwiek skrajność: tu wszystko jest skalkulowane i jeśli coś was w tym filmie razi to nie liczcie że nagle zniknie to w połowie seansu. Lepiej od razu wyjdźcie z kina ;) Jeśli natomiast użyte komponenty wam pasują, możecie liczyć na niezwykłe przedstawienie.
Ograniczony plan akcji, mnóstwo nagości, odrzucenie realizmu... To wszystko sprawdza się w "Nieznajomym nad jeziorem". Nie jest to bowiem historia, która mogłaby się wydarzyć na prawdę. Raczej przypowieść o krainie promiskuizmu w której bohaterowie chcą zbudować prawdziwe uczucie. Żadna z metafor użytych przez reżysera nie jest jednak ważniejsza od innych ,więc ten film można traktować na równi jako próbę zgłębienia niektórych zachowań ludzkich, jak i historię konsekwencji przygodnych kontaktów seksualnych (Michel jako alegoria choroby przenoszonej drogą płciową).
Poza drugim dnem, znajdziemy kilka autentycznie dobrych scen. Choćby sekwencja drugiej wspólnej kąpieli Franka i Michela. Czułem się jakbym oglądał znowu "Nagi instynkt", bo nie wiadomo było co się wydarzy gdy panowie spotkają się na środku jeziora, zważywszy na wcześniejsze zwroty akcji.
Aktorstwo prezentuje się również bez zarzutu. Nie tylko przez odwagę obsady, ale również ich zgranie. Wszyscy plażowicze tworzą całkiem interesującą grupę, w której każdy jest w jakiś sposób powiązany. Umieją ze sobą korespondować mową ciała i nie chodzi tu o sceny erotyczne.
Warto. Nie wszyscy zniosą ten film, ale jeśli nie macie uprzedzeń, próbujcie!