Młoda urodziwa kobieta popada w obłęd spowodowany traumą z dzieciństwa i morduje na prawo i lewo członków miejscowego teatru. A że trauma związana jest z sytuacją dwuznaczną w jakiej zobaczyla swoją matkę na krótko przed jej śmiercią, morderstwa dokonywane są na parach uprawiających miłość. Stąd i golizny tutaj niemało. Narzędzie zbrodni to ostry kawałek szyby z rozbijanych okien, ciosy zadawane są jak w słynnej Psychozie, muzyka dość denerwująca na smyczek rodem z Piątku 13. Minusem jest fakt, że mimo iż cały czas domyślamy się kto jest mordercą, jest on zamaskaowany i ukrywa tożsamość. Reżyser sobie z tym zupełnie nie poradził w odróznieniu do kina amerykanskiego, gdzie zawsze na koniec morderca okazuje się nie tą postacią którą podejrzewamy.