Postanowiłem na świeżo po wczorajszym seansie części pierwszej (oraz połowy części drugiej) zasiąść i napisać kilka słów, bo być może ktoś będzie się bardzo nudził i najdzie go ochota aby to przeczytać :) Larsa von Triera bardzo polubiłem po obejrzeniu "Tańcząc w ciemnościach", "Melancholia" miała swój urok za sprawą klimatu, po obejrzeniu "Antychrysta" miałem mieszane uczucia, chociaż kilka scen robiło wrażenie (i wcale nie mam tu na myśli scen porno) a chodzi mi np. o początkową scenę z chłopczykiem oraz muzykę w tle (tenże motyw został później wykorzystany w Nimfomance vol. 2). Myślę że hype jaki powstał przed premierą filmu (Pierwsze porno w kinie!!!) bardzo mu zaszkodził. Połowa która poszła do kina licząc na "cuda na kiju" mogła się rozczarować, druga połowa która z powodu tych samych scen do kina nie poszła, straciła ciekawe dialogi (rozmowa głównej bohaterki z jej słuchaczem), rewelacyjną Umę Thurman, oraz kilka fajnych ujęć. Myślę że Lars rozkręcił się po "All about Anna", i postanowił rozwinąć wątek by wypłynąć z czymś podobnym na "szersze wody". Osobiście film mnie trochę rozczarował (ale żaden ze mnie znawca filmowy), bardziej podobał mi się chyba "Dziennik nimfomanki" również mówiący o próbie zastąpienia miłości sferą erotyczna (chociaż tam nie ma tego Trier'owskiego klimatu). Czy film polecam? Właśnie uświadomiłem sobie że nie jestem teraz w stanie odpowiedzieć na to pytanie i skończy się chyba napisaniem recenzji (mojej pierwszej). Jak już ustawiać sobie poprzeczkę to wysoko :)