"Notatki o skandalu" są bardzo smutnym, dynamicznym i szybko poprowadzonym filmem. Całość posiada ciekawy, niepowtarzalny klimat i w dość silny sposób oddziaływuje na widza. Półtorej godziny w kinie mija bardzo szybko, ale film pozostaje w pamięci.
Obraz Richarda Eyre porusza wiele trudnych ale i interesujących spraw. Mówi o potrzebie dotyku, kontaktu z drugą osobą, bliskości, potrzebie uczuć. Mówi o przerażającej samotności, która potrafi wykończyć człowieka i sprowokować go do czynów o których normalnie nawet by nie pomyślał. Pokazuje jak silne charaktery potrafią bez problemu urobić sobie, stłamsić i wykorzystać słabszych do swych celów, i jak ci ulegli kompletnie nie potrafią się bronić. Mówi też o tym, że każdego z nas prędzej czy później czeka brutalna konfrontaja marzeń, planów, zamysłów ze zwykłym życiem, które sprowadza nas na ziemię.
Eyre zauważa - z resztą bardzo trafnie - że idąc przez życie często potykamy się. Czasem nie z powodu naszej winy, a innymi razy, irracjonalnie, zupełnie nie wiedząc czemu robimy to specjalnie. Specjalnie chcemy upaść na ziemię i czasem wykorzystują to inni. Jednak na szczęście mamy możliwość podnieść się, wyciągnać wnioski z poniesionej porażki- lub nie - i iść dalej, aż do kolejnego upadku... Ten temat był poruszany niedawno w "Małych dzieciach", choć w tamtym filmie nie był on aż tak wyrazisty jak w przypadku "Notatek o skandalu"
Scenariusz Patricka Marbera napisany jest naprawdę bardzo dobrze. W przedstawionej histori nie ma całkowicie pozytywnych lub negatywnych postaci, wszyscy są szarzy jak w prawdziwym życiu.
Oczywiście "Notatki o skandalu" nie byłyby tak dobrym filmem gdyby nie dwie genialne aktorki - Judi Dench w roli zgorzkniałej Barbary i
Cate Blanchett jako trochę naiwna Sheba. Brawa.
W filmie wyróżnia się także muzyka Philipa Glassa, która rozbrzmiewa praktycznie przez cały czas trwania filmu i cichnie jedynie na bardzo krótkie chwile. Czasem jest niestety zbyt głośna i pompatyczna, ale ogólnie spełnia swoją rolę czyli bardzo dobrze buduje klimat.
8/10
P.S. szkoda, że Judi Dench nie otrzymała Oscara za rolę Barbary. Wg mnie bardziej na nią zasługiwała niż Helen Mirren.