PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8234}

O jeden most za daleko

A Bridge Too Far
7,7 41 441
ocen
7,7 10 1 41441
7,0 5
ocen krytyków
O jeden most za daleko
powrót do forum filmu O jeden most za daleko

Jeden z tych momentów, gdy muszę skrytykować film powszechnie uznawany za wybitny.

Tak naprawdę głównym powodem, dla którego go obejrzałem, jest obsada... chyba najlepsza w historii kina? Niby zdarzały się filmy mające do kilkunastu głośnych nazwisk, ale żeby zmieścić w jednym seansie tyle LEGEND kina - tego jeszcze nie widziałem. Laurence Olivier, Anthony Hopkins, Sean Connery, Robert Redford, Michael Caine, James Caan, Gene Hackman i na dodatek dwójka aktorów, którzy zrobili na mnie piorunujące wrażenie w dwóch filmach z mojego top10 wszechczasów: czyli Liv Ullmann ("Persona") i Maximilian Schell ("Wyrok w Norymberdze").

Temat też jest cholernie ciekawy: wyścig Pattona z Montgomerym w podboju Niemiec i egoizm generałów traktujących wojnę jak plac zabaw, przeznaczony do zdobywania sławy i odznaczeń. Szczególnie, gdy mowa o operacji Market Garden.

Zaczyna się nieźle. Archiwalne nagrania z drugiej Wojny Światowej zawsze robią duże wrażenie, dodają realizmu, grozy i klimatu. Na wstępie pojawia się Gene Hackman jako generał Stanisław Sosabowski - później wraca już tylko w paru scenach, ale do samego końca pozostaje jednym z najmocniejszych punktów filmu. Szkoda, że nie skupiono się bardziej na konflikcie, że tych scen było tak mało.

To jest zresztą jedna z dwóch głównych bolączek filmu. Legendy kina są? Są. I grają właściwie samych siebie, recytujących pojedyncze zdania w żołnierskich mundurach. Wątków jest zatrzęsienie, a każdy z bohaterów dostaje po kilka krótkich scen, wyglądających bardziej jak wizualizacja w filmie dokumentalnym. Nie można o tych postaciach nic powiedzieć, nie są ciekawe (za wyjątkiem może dwóch, czy trzech, które dostały odrobinę charakteru), przez co trudno im kibicować i cała historia staje się mało emocjonująca. Nie ma scenariusza, nie ma haka emocjonalnego, nie ma łuku postaci, jest tylko chłodna, pozbawiona werwy i muzyki historyczna relacja wydarzeń.

To wprost zadziwiające, gdy legendy kina nie mają czym zabłysnąć przed kamerą. Ba! One tam nawet często nie mają co robić, będąc niemal statystą o twarzy Anthony'ego Hopkinsa, czy Roberta Redforda. Jedynym wyjątkiem jest Gene Hackman, którego generał Sosabowski jest akurat postacią historycznie ciekawą i tu aktor miał co obronić w tych paru króciutkich scenkach. I Laurence Olivier, który - przysięgam - potrafiłby zrobić wybitną kreację z chłopa siedzącego na kamieniu i obserwującego rosnącą trawę. Charakterystyczna dla tamtych czasów teatralna maniera aktorska nie przeszkadza ani trochę przy tak wielkim warsztacie i charyzmie.

Nic, że byłem znudzony. Nic, że wojna sprowadza się tu zazwyczaj do zlepka pojedynczych paro sekundowych scen ostrzału i kilkunastu minut ujęć jadących samochodów w rytm mocno irytującej orkiestry. Nic, że czołówka aktorska wszech czasów była w stanie mnie zirytować nudą scen, w których się pokazywali i nudą kreacji, jakie odgrywali. Ten film nie tylko przeraźliwie się zestarzał. On w ogóle jest zaprzeczeniem magii kina. Scenariusza zabrakło, a reżyser skupił się wyłącznie na widowisku, którego jedynym osiągnięciem jest ilość statystów na planie. Śmiać mi się chce na myśl o komentarzach, które przeczytałem przed seansem: że "O jeden most za daleko" jest najlepszym filmem wojennym w historii kina. Jak dla mnie to nie jest kino i samo porównanie do takich klasyków jak "Parszywa dwunastka", "Wyrok w Norymberdze", "Szeregowiec Ryan", "Pluton", "Czas Apokalipsy", "Łowca Jeleni" albo "Kanał" zakrawa o kpinę.

Ode mnie 5/10, za Hackmana, Oliviera i dawkę charyzmy, której nie dało się uniknąć przy takiej obsadzie nawet w najgorszym scenariuszu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones