Oceniam ten film z pozycji kompletnego laika, jako że historia zawsze mi leżała (nie będę zwalać na kiepskich nauczycieli...ale to ich wina ;). Może patrzę troszkę przez pryzmat uwielbienia dla Richarda Attenborougha, który jest dla mnie absolutnie reżyserem nr 1 (dzięki jednemu tylko filmowi :), ale nie czepiajmy się szczegółów. Film b. mi się podobał i nawet te 4 godziny kompletnie nie dały sie odczuć mojemu...ekhm...siedzeniu (oglądałam w TV i często zmieniałam pozycję:). Dla mnie ten film to takie świeże spojrzenie na wojnę - bo ile można patrzyć na ociekające krwią i bebechami filmy typu "Szeregowiec Ryan"? Dobra, wojna jest zła i okrutna, ale przecież żołnierze też ludzie, pożartować lubią i nie zachowują się jak żywe trupy. I niech nikt nie mówi, że porcja angielskiego w filmie wojennym nie działa na plus. A taki Hopkins w krzaczkiem na głowie...ech, cymesik :).