Tak właśnie robi się kino propagandowe. Dużo "walki z rasizmem", zero fabuły. Postać głównej bohaterki (zresztą tragicznie zagrana)- no mistrzostwo idiotyzmu.
Nie chcę pozować ani na znawcę kina, ani na znawcę problematyki Dzikiego Zachodu, ani na kogoś, kto przenikliwie potrafi ogarniać kwestie propagandy i przekazu. W żadnym z tych tematów nie jestem znawcą. Ale film jest dobry, nie uważam go za propagandę. Jest niezły z kilku powodów.
Po pierwsze, porusza kwestię czarnych w czasach Wojny Secesyjnej i tuż po niej: Buffalo Soldiers, zniesienie niewolnictwa, kwestia praw własności, dola kobiet, wciąż obecna w białych niechęć do uwolnionych czarnych itp. - od takich scen, monologów i dialogów zaczyna się ten film. Dalsza akcja rozwija niektóre te kwestie (np. rozmowy przy ognisku na temat sytuacji Mo).
Po drugie, z tego co wiem czarni kowboje tworzyli aż 1/4 populacji kowbojów tamtego okresu. Czyli bardzo dużo. Ten film po prostu pokazuje ten fakt.
Po trzecie, film mocno akcentuje wątek wiary. Fakt, że w dzisiejszym świecie to niemodne i słabe, ale jednak to ważne zjawisko wszystkich czasów i wszystkich kultur. Tu pokazane jako siła napędowa i jakiegoś rodzaju moralny budulec, drogowskaz głównej bohaterki. Też ciekawie pokazane (jej czyny i słowa, np. postawa wobec walki z Indianami, "zabijanie ludzi tylko dwa odcienie jaśniejszych ode mnie").
Po czwarte (tu już głównie kwestie techniczne), jest świetnie nakręcony, ma niezłą ścieżkę dźwiękową i odjeżdża od oklepanego schematu, na który cierpi wiele westernów, czyli rezygnuje z prostej fabuły typu zemsta.
Nie dostrzegam w tym filmie propagandy. Widzę sprawnie nakręcone kino o Dzikim Zachodzie, w którym postać czarnej bohaterki jest pretekstem, by pokazać jakiś kawałek historii USA.
Dobrze, ale to nie jest film historyczny, ani nawet oparty na faktach "autentycznych" ;). Ten film odpowiada wyłącznie na zapotrzebowanie promowanych, niezbyt mądrych ideologii, które dążą do "zemsty" za niewolnictwo, zwalania pomników i wprowadzania "parytetów" w każdej dziedzinie życia. Gdy robi się coś tak karkołomnego, wychodzi groteska ideologii Black Lives Matter i zamiast pomagać w walce z mocno jednak wyolbrzymionym "rasizmem", powoduje odruch śmiechu z fabuły i aktorstwa głównej bohaterki. Po prostu nie róbmy z rozmaitych "równouprawnień" groteski. Daj przynajmniej dobrego ciemnoskórego aktora, a nie niezbyt zdolną aktorsko czarnoskórą kobietę, żeby "przy okazji" połączyć w jedno feminizm z antyrasizmem, czy coś podobnie ideologicznie obsesyjnego.
Co do efektów specjalnych, jak też fabuły - też nie podzielam, ale niech każdy pozostanie przy swoim zdaniu.
Wydaje mi się, że film opiera się na faktach autentycznych (nie konkretnych, jednostkowych wydarzeniach, a na konkretnych, szerszych zjawiskach tamtego czasu). Właśnie tych, które wymieniłem wcześniej: Buffalo Soldiers, zniesienie niewolnictwa, kwestia praw własności, dola kobiet, wciąż obecna w białych niechęć do uwolnionych czarnych itp. Fakty te to duży kawałek historii USA. W filmie przedstawione są oczywiście jako fabuła, czyli opowieść z wyobraźni twórców. Fabuła ta nie odnosi się do żadnej udokumentowanej historii, która przebiegała w taki właśnie sposób. Ale przedstawiona historia bazuje na historycznych konkretach będących ogólnym tłem i jednocześnie katalizatorem wydarzeń.
W związku z tym nie wiem czy ten film "odpowiada wyłącznie na zapotrzebowanie promowanych, niezbyt mądrych ideologii, które dążą do "zemsty"". Może faktycznie takie było zamierzenie twórców. A może nie. Nigdzie tego w filmie nie wyczuwam. Widzę jedynie historię osadzoną w konkretnych realiach konkretnego kraju.
"Odruch śmiechu z fabuły" to chyba zbyt mocno powiedziane. Fabuła jest dość prosta (jak w wielu westernach, nawet tych wybitnych) i mnie nie śmieszy. Nie wiem co widzisz śmiesznego w historii czarnych w okresie tworzenia się państwowości USA. Nie śmieszy mnie przemoc wobec tych ludzi. Ani ich wczesne niewolnictwo, ani późniejsze okrucieństwo Ku Klux Klanu, ani problem dzisiejszego ruchu BLM (nie wnikam w złożoność tego problemu).
Aktorstwo głównej aktorki to rzecz subiektywna. Grała czarną, drobną kobietę muszącą sobie radzić w opresyjnym świecie rządzonym bezlitośnie przez białych. Niewolnictwo, wojna, pogarda, walka o swoje, ukrywanie się, wiara, ciągły strach itd. O tym wszystkim sama mówi w filmie i film to pokazuje (np. rozbudowana początkowa scena przed podróżą dyliżansem). Zagrała zastraszoną, małomówną, nieufającą nikomu kobietę zmuszoną życiem i światem udawać mężczyznę. Wyszło bardzo dobrze - powściągliwie i z wyczuciem.
Westernowy motyw kobiety zmuszonej udawać mężczyznę nie jest nowy. Pojawia się w takich filmach jak The Keeping Room, czy Ballada o małym Jo. I w obydwóch motyw ten pojawia się z ważnych powodów, a nie dla sztucznego ubarwienia fabuły.
O efektach specjalnych niczego nie pisałem. Chwaliłem tylko świetne zdjęcia.
Przemyślałem to, co napisałeś i jednak zgodzę się z Tobą. Surrounded rzeczywiście można odbierać jako żenujące kino propagandowe. Masz tutaj 100% racji. Wczoraj oglądałem z przymusu (u znajomych) Batman Begins i mam kilka przemyśleń podobnych do Twoich.
Ja w podobny sposób odbieram Batmany Nolana, dla mnie to kino LGBT z kilku powodów. Obserwujemy bowiem dorosłych ludzi (mężczyzn i kobietę) nie radzących sobie ze swoimi zaburzeniami psychicznymi: jeden mężczyzna farbuje włosy na zielono, nosi fioletowy garnitur i wyrazisty makijaż. Drugi mężczyzna (notabene wybitny psycholog) zakłada sobie worek na głowę i rozpyla wokół siebie środek halucynogenny. Trzeci mężczyzna mający problemy z oddychaniem chodzi prawie półnagi z metalową klatką na głowie. Czwarty z mężczyzn przebiera się w kostium zwierzęcia (nietoperz) nosząc wokół oczu dyskretny, czarny makijaż. Kobieta także przebiera się w kostium zwierzęcia (kot). W filmach są jeszcze inne intrygujące postacie i rozwiązania fabularne mogące kojarzyć się z ideologią LGBT czy piętnowanym przez prawicę nihilizmem.
Warto też zauważyć, że mężczyzna przebierający się w kostium nietoperza jest bogatym i szanowanym mieszkańcem miasta (stać byłoby go na fachową terapię psychoanalityczną lub psychiatryczną). Trzeba także dodać, że człowiek-nietoperz jest tolerowany przez policję.
W filmach dostrzec także można motyw związków jednopłciowych (relacja człowieka-nietoperza z kamerdynerem i ukrywanie się w jaskini) oraz kilka innych nawiązań do tęczowej flagi (najbardziej rzucające się w oczy są Leather Animal Costumes znane np. z The Annual Gay Pride Parade w Londynie. Na tej paradzie pojawia się np. człowiek-pies, człowiek-koń, człowiek-tęcza, człowiek z półnagim torsem itp.).
To wszystko skłania mnie do odbierania Batmanów Nolana jako żenujących filmów propagandowych środowisk LGBT. Gdy robi się coś tak karkołomnego, wychodzi groteska ideologii LGBT i powoduje odruch śmiechu z fabuły. Nolan połączył w jedno realizm i powagę z przesłaniem ruchu LGBT i wyszło coś ideologicznie obsesyjnego. No mistrzostwo idiotyzmu. Po prostu nie róbmy z rozmaitych równouprawnień groteski.
Sorry, że wypowiadam się o BB pod filmem Surrounded, ale zbieżność naszych poglądów mnie zaskoczyła, a że to dwa różne filmy? Cóż, miłość do kina łączy, nie dzieli!
Wyraziłem tylko swoje zdanie, a właśnie po to jest Filmweb. Nie musisz się ze mną zgadzać, a ja nie muszę z Tobą.
To samo, co ja o "Batmanie" pisał mordachamordasinski o "Surrounded". Więc może skupmy się na obydwóch wypowiedziach, ale jednak z większym uwzględnieniem filmu "Surrounded" (tym bardziej, że to forum dotyczy właśnie "Surrounded").
Podaj jakieś argumenty, jakąś kontrę, polemikę, ciętą ripostę, cokolwiek. Wtedy pogadamy. Ja swój punkt widzenia określiłem bardzo szczegółowo, Ty nie napisałeś nic. To dopiero żenada!
Jeżeli chcesz, mogę o "Surrounded" napisać jeszcze dokładniej (o "Batmanie" też"). A więc do dzieła, pomyśl, napisz, przemyśl co napisałeś, poproś kolegę o sprawdzenie i wtedy zabieramy się do dyskusji!
(I na koniec dobra rada: nie stawiaj spacji przed znakami przestankowymi. Wiem, że to teraz w internecie bardzo modne, ale to błąd. Jeśli nie wierzysz, weź jakąkolwiek książkę, instrukcję obsługi odkurzacza, książkę kucharską albo cokolwiek i sprawdź sam.)
Hehe, tak szczerze mówiąc, to tych wszystkich "Batmanów" i innych amerykańskich "superbohaterów" nigdy w ten sposób nie odbierałem, ale może coś jest w tych lateksach, faktycznie. Jakiś narodowy fetysz czy coś ;).
No widzisz, jednak mamy wiele wspólnego. To cieszy!
A o Batmanach Nolana proponuję pogadać tu: https://www.filmweb.pl/film/Batman+Pocz%C4%85tek-2005-106376/discussion/LGBTQ%2B ,3380649
Sorry gościu, ale nie przyjmuję żadnych propozycji od facetów :). Nie podsyłaj mi linków, to takie nieprofesjonalne u fanatycznego fana Batmana Nolana ;).
Spokojnie, nie jestem nieheteronormatywny. Jestem jak najbardziej wielbicielem kobiecych wdzięków. A jedynie Batmany Nolana odczytuję jako manifest społeczności LGBTQ+
Dlatego zachęcam do dyskusji, bo nie rozwinąłem tam do samego końca swojej analizy tych filmów (chodzi mi m.in. Kobietę-Kota, czyli piękną Anne Hathaway). Jeśli chcesz porozmawiać o pięknych kobietach, to jest szansa! Bo widzę, że tak naprawdę wiele nas łączy! A to cieszy.
Ja Cię doskonale rozumiem. Tylko, że już kolejny raz daję Ci kosza, a do Ciebie nie dociera, że nie biorę "na Batmana" :). Musisz się ogarnąć i spróbować u fetyszów skoro płeć Ci obojętna a liczy się lateks :).
Eee no, przecież napisałem, że jestem hetero i gustuję w płci przeciwnej (w latexie czy bez). I dlatego próbowałem zagadać o Anne Hathaway, żeby zachęcić Cię do dyskusji o Batmanie i Kobiecie-Kocie. Ale widzę, że jej wdzięki Ci nie odpowiadają. Hm... Szkoda. No ale spoko, jeśli zechcesz pogadać o kobietach, Batmanie i LGBTQ+ to wiesz gdzie mnie szukać. Pozdro!
W pełni zgoda, pokazanie rednekowi, że ma pustki w głowie. P.S. Sam jestem zwolennikiem realizmu kina.
ojej, ale sie smiesznie zesrales, idz ogladac zalosneych wladcow pierscieni, tam to dopiero jest fabula hah
O ja cię kręcę, jaki miłośnik kina mi odpisał :)))). Normalnie Raczek przy Tobie to troll :)))).
Szlachcicu, nie wtrącaj się między wódkę a zakąskę. Nie piszesz pod postem Piwnicy, tylko gastrofila wojtusia. No i na jego poziomie mastera_of lepiej pozostań jak nie masz nic mądrego do dodania :).
Hehe, nie ma to jak miłośnicy kina "woke" i ich twórcy ośmieszający swoimi filmami czarnoskórych, gejów i 64 płcie :D. To jest dopiero kompromitacja.