PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=808108}
6,5 20 458
ocen
6,5 10 1 20458
5,5 31
ocen krytyków
Obywatel Jones
powrót do forum filmu Obywatel Jones

Film jest żałosny. Niejako kluczowy element fabuły, w którym główny bohater pozyskuje informacje w kwestii ukraińskiej jest poprowadzony tak niewyobrażalnie naiwnie i płytko, że trudno mi było patrzeć na to z przekonaniem. James Norton wyglądał jak niedbale wklejony do jakiejś gry komputerowej, w której zresztą nie za bardzo wiadomo o co chodzi.

To wszystko wygląda trochę tak, jakby ktoś celowo nakręcił kiepski film, w wielu aspektach przemycając wyraźną sugestię, że jak się postara, to może stworzyć znacznie lepsze dzieło. Postaci Ady i Durantego są świetnie nakreślone. Aż się prosi, by dobudować im jakieś dodatkowe przestrzenie aktywności, dopisać jakieś wątki i niebanalne dialogi. Zdjęcia niewątpliwie są więcej niż poprawne. Generalnie - w dużej mierze forma jest, brakuje tylko wypełnienia.

Niemal w każdym fragmencie filmu mamy do czynienia z jakąś dziwną namiastką, wydmuszką. Niby jest fajnie, ale nie docieramy do sedna. Dopiero zakreśliliśmy rudymenta, a już niby wszystko się kończy. Okalająca film postać Orwella miała być chyba jakąś niebanalną okrasą, subtelnie przyprawiającą dzieło. Ja miałem wrażenie, jakby ktoś zastosował narrację rodem z kiepskiej podstawówki.

Niektórzy mają tę wyjątkową zdolność opowiedzenia książki czy filmu w pięciu prostych zdaniach. Problem w tym że, zazwyczaj, nawet gdy użyje się piętnastu, wciąż jeszcze bardzo wiele pozostaje do opowiedzenia. A tu właśnie mamy przykład takiego filmu, że przy piętnastozdaniowej wypowiedzi nieuchronnie wybiegalibyśmy poza to, co film zdołał ukazać. Pięć zdań wystarczyłoby w zupełności. I wielka szkoda, bo temat jest mocny i poniekąd na czasie.

ocenił(a) film na 9
_Struna_

Wypowiedź długa, a konkretu niewiele. Co to znaczy "niewyobrażalnie naiwnie i płytko"? Co jest "dziwną namiastką, wydmuszką"?

ocenił(a) film na 4
Agatonik

Pisanie o "konkretach" w kontekście miernie nakręconego dzieła to albo zawężanie krytyki do konkretnych nieścisłości czy błędów albo dopominanie się o jakiś precyzyjny kształt tegoż dzieła, zgodny z imaginarium krytykującego. Jeśli na przykład mamy do czynienia z ekranizacją lektury, sprowadzającą się do ukazania kilku schematycznych klisz, rodem z opowieści kiepskiego nauczyciela, posiłkującego się marnym brykiem, to nie sposób napisać "konkretnie" co w niej jest nie tak. Wszystko sprowadzać się będzie do prostych, oceniających określeń.

Dla mnie przedstawienie wizyty Jonesa na Ukrainie było trochę jak wizja z dziwnej gry komputerowej albo snu. Facet błąka się gdzieś po śniegu, nie wiadomo dokąd zmierza i po co. To, że właśnie on zmuszony jest do taszczenia jakiegoś wora jest co najmniej tak samo kuriozalne jak fakt, że zdołał przed strzelającymi do niego zbiec. Przemaszerowanie przez jedną wieś, głównie zresztą po jakichś krzaczorach, zupełnie nie kojarzy mi się z sensownym zbieraniem materiałów przez szanującego się reportażystę. Nie jestem w stanie uwierzyć, że prawdziwe wizyty tego człowieka tak właśnie wyglądały.

Wyobrażam sobie raczej znacznie więcej rozmów, w tym także i niejednoznacznych, więcej przemieszczania się i generalnie więcej treści. Sądzę, że Jones musiał mieć jakąś koncepcję wizyty i dążyć do jej realizowania. A taka wizja kompletnie mnie nie przekonuje i po prostu czuję się zawiedziony. Dłużące się sceny jednego przemarszu przez wioskę to dla mnie po prostu tani zabieg służący ukazaniu, że "jest bieda i straszny głód". Gareth Jones był już wcześniej w Rosji. Widział jak się po niej przemieszczać i jak rozmawiać z ludźmi. Znał ten kraj. A dla filmowca takie zadanie to samograj. Można ukazać tych, którzy chcieliby coś powiedzieć, ale się boją i tych, którzy potraktują go jako perspektywę wybawienia. Mogą znaleźć się tacy, którzy uparcie będą pokazywać to co najlepsze i wytrwale zachwalać sytuację jak i ci, którym jest już wszystko jedno. Ja na ekranie zobaczyłem raczej amerykańskiego studenta, przypadkowo przeteleportowanego w jakąś głuszę, a nie wytrawnego korespondenta, który zbiera materiały do poważnego raportu.

Także na etapie pobytu w Moskwie, kontaktu z Durantym i obecnymi tam dziennikarzami czy dyplomatami, twórcy nie zdobyli się na ukazanie jakichś ciekawych dialogów, zarysowujących w interesujący sposób zawiłości sytuacji politycznej czy relacji panujących pomiędzy gośćmi. Na samym przyjęciu u Durantego konwersacji była właśnie namiastka. Jak dla mnie, sprowadzono je do absolutnego banału. Zresztą wszystko, co działo się w Moskwie było bardzo udane wizualnie, ale mnie brakowało tam treści. Nie napiszę niestety "konkretów" jakie dokładnie dialogi miałyby paść, bym poczuł się ukontentowany.

Napiszę za to, że do każdej kolejnej konwersacji po powrocie bohatera z Ukrainy mam dokładnie te same zastrzeżenia. Czy to jego rozmowa w towarzystwie Orwella czy późniejsze przemówienie brzmią jakby ktoś bardzo usilnie pragnął sformatować przekaz w sposób zrozumiały dla każdego, kto nie skończył średniej szkoły. Zresztą samo sprowadzenie problemu do możliwości zabicia przetrzymywanych inżynierów ma właśnie taki charakter.

To nie jest tak, że każdy prosty schemat narracyjny uważam za niewłaściwy. Wręcz przeciwnie - idea ukazania problematyki z perspektywy ugrzecznionego młodzieńca, mocno przywiązanego do swoich imponderabiliów jest bardzo dobra, zwłaszcza, że ma swoje zakorzenienie w historii. Ale to po prostu nie był dobry film. I trudno mi poskromić niesmak, kiedy mam świadomość, że ta historia mogła być o niebo lepiej potraktowana.

ocenił(a) film na 9
_Struna_

Bardzo dziękuję za tak rozbudowaną i wnikliwą analizę. Teraz wiem, do czego masz zastrzeżenia. I to są dla mnie konkrety, a właściwie bardziej argumenty uzasadniające niepełną satysfakcję z filmu. Ja jestem dla niego zdecydowanie łagodniejsza, bo dla mnie to przede wszystkim obraz pokazujący rolę niezależnych mediów.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones