Końcówka nie jest nonsesowna. Nie wiem czy uważnie oglądałaś film ale to co przytrafiło się na końcu nomen omen Usherowi miało związek z kotem.
Sam film oczywiście jakiś wybitny nie jest. Druga część (część Argento) znacznie lepsza.

Też się nie zgodzę, że epizod Argento był nieudany. Pierwsza część nakręcona przez Romero była do bani, ale "Czarny kot" to solidna, mroczna opowieść. Niestety, moim zdaniem, Argento za bardzo przegiął, odszedł od oryginału E.A. Poe i to nie wyszło filmowi na dobre.


SPOILER! SPOILER! SPOILER!!!!!!!




O ile dobrze pamiętam u Poe były tylko dwa czarne koty, pierwszy, którego główny bohater zabił po pijaku, i drugi, którego znalazł i który, dziwnym trafem, miał na szyi bliznę dokładnie w tym miejscu, w którym pierwszy kot oberwał :)
Potem główny bohater zabija żonę i zamurowuje ją w piwnicy. Gdy zjawia się u niego policja zgrabnie się tłumaczy, ale naraz da się słyszeć przeraźliwe miauczenie... Policjanci rozwalają jeszcze świeżą ściankę i znajdują kota siedzącego na głowie zamordowanej małżonki.

A Argento przegiął - gość zabił jedną kotkę, potem drugą (bo wydostała się zza gipsowej ścianki), ale się okazało, że ta kotka była w ciąży i potem policjanci usłyszeli miauczenie jej kociąt (które nie umiały się wydostać więc żywiły się mięsem zamordowanej żony). Gość rozwalił dwóch policjantów a potem przypadkiem się powiesił.

Motyw z przeznaczeniem zapisanym na białej łatce kotki świetny, więc można go było lepiej rozegrać.

Sama mam czarnego kota (Joker) z jedną białą plamką pod szyją, więc ten filmik sprawił, że mnie dreszcze przeszły :)