PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=108144}

Ogród rozkoszy ziemskich

The Garden of Earthly Delights
7,4 2 494
oceny
7,4 10 1 2494
7,0 3
oceny krytyków
Ogród rozkoszy ziemskich
powrót do forum filmu Ogród rozkoszy ziemskich

Zacznę od tego, że to co dla widza oczywiste jest już na początku, to bohater dowiaduje się gdzies tak w jednej trzeciej filmu. Niestety nie domyślił się tego, ale musiał o tym zostać poinformowany słownie przez swoją partnerkę. Ogólnie przewidywalny film.
A o czym go partnerka poinformowała? O chorobie swojej rakiem zwanej. I tu dochodzimy do kwestii technicznych. Koncepcja paradokumentalna nie sprawdziła się. Bohater, któego okiem jest kamera cyfrowa pokazuje widzom także to co zbędne dla fabuły (niby spontan taki - o tym później) oraz to co nieprawdopodobne pod pewnymi względami. Na myśli tu mam choćby tą wspomnianą scenę, w której jego umierajaca miłość o umieraniu swym go informuje. Co się dzieje z kamerą? Wciąż na swym miejscu, ot w kadrze pojawił się jeszcze bohater. Może lepszym przykładem będzie scena, gdzie owa pani całuje obiektyw, po czym krztusi się krwią. Ta krew leci i leci, coraz więcej jej na kamerce. Zakochany pan bardzo chętnie wszystko filmuje. To taki prawie szantaż emocjonalny na widzu, godny jakiegoś von Triera. Poza tym wiele pomysłów na zdjęcia Majewski nie miał, a zdjęcia te w pewnym momencie drażnią wręcz (pod tym względem już lepszy ten von Trier). Pochwalić za to mogę montaż, ten akurat bardzo na plus. Ładne łączenie obrazów dźwiękami.
Miało być naturalnie, spontanicznie, intymnie, a wyszło powierzchownie. Szydło z worka wychodzi dosyć szybko. Spontanicznych reakcji bohaterów nie kupiłem, dla mnie to jedynie zimna scenariuszowa kalkulacja. Nie pomogli aktorzy - powiedziałbym, że pani (nie chce mi się nazwiska sprawdzać) starała się za bardzo, a pan (jak wyżej) starał się za mało. Ona ekspresyjna, on minimalistyczny. Miało to ich charaktery odzwierciedlać oczywiście, ale na moje oko wyszło zwykłe "niedopasowanie". Cała intymność polega tu na pokazywaniu nagich ciał splecionych w kolejnych pozycjach - niestety seks okazuje się najgłębszym elementem filmu. Tu dochodzimy do bardzo istotnego uzupełnienia tego co właśnie napisałem - film pozbawiony jest głębi psychologicznej! Bohaterowie nieustannie kontemplują, co staje się dosyć męczące - część ich filozoficznych rozważań to banały na poziomie piętnastolatka. Wszystko o czym mówią odnosi się do sztuki, w której odpowiedzi szukają, którą naśladują. Aż tyle i tylko tyle. Na nic innego miejsca nie starczyło. Taki pretensjonalny artyzm, tani egzystencjalizm. Do tego dodajmy jeszcze sentymentalizm - zrozumiały tu bardzo, ale nie raz ocierający się o niezbyt wysokich lotów ckliwość.
Nawet wyszło Majewskiemu ukazanie szaleństwa tej umierającej fizycznie milości. Podobała mi się muzyka, ładna taka (choć niebezpiecznie patetyczna, mimo subtelności pewnej, ale co tam).
O dialogach już wspomniałem, ale należałoby uzupełnić, bo tak źle nie było - kilka naprawdę świetnych haseł, a także sporo ciekawych informacji odnośnie sztuki, normalnie poedukować się można, zwłaszcza jak się takim laikiem jest jak ja. Ale z powodów wyżej przeze mnie opisanych, film szybko stał się monotonny, co doprowadziło do tego, że zasnąłem w połowie (a nie zdarza mi się to - ostatni taki "wypadek" miałem dobry rok temu). Już "Wojaczek" był dosyć pretensjonalnym filmidłem Majewskiego, ale był to jednak film udany - nie tak jak "Angelus", ale wystarczająco. "Ogród..." to dopiero mój trzeci film Majewskiego i mam nadzieję, że reszta jego obrazów, z którymi planuję się zapoznać, trzyma poziom tych dwóch pierwszych. Pomysły były, potencjał nawet duży, ale głębia tylko pozorna (nie ze mną te numery, Bruner!). To nie jest zły film - to jest film bardzo nierówny, a ostatecznie zupełnie średni. Na podsumowanie pozostaje mi tylko kultowy cytat pewnego błyskotliwego polityka: "oczywista oczywistość".

5/10

PS: Napisałem to trochę chaotycznie, wybaczcie, ale jest to efektem owego seansu, bo jestem świeżo po nim. Tak to bywa, kiedy film powoduje u widza obojętność, kiedy nudzi, a widz - o zgrozo - chce jak najszybciej śmierci bohaterki, by z czystym sumieniem czym prędzej zająć się czym innym niż jego oglądaniem (a szkoda za dnia czasu na sen).

ocenił(a) film na 7
Marcineusz_Zet

Przesadzasz z tą pretensjonalnością.Ta kobieta umierała i za pomocą sztuki łatwiej było jej mówić o tym co się z nią stanie.Fakt,że to były czasami banały ale moim zdaniem podkreślalo to jej szamotaninę i desperację.To był mechanizm obronny.Tak więc w moim odczuciu zarzut taniego egzystencjonalizmu jest nietrafiony.Tak samo jak z tym,że on cały czas filmował.Po prostu chodzi o konsekwencję,która oczywiście wychodzi w pewnych aspektach filmowi na minus.W tym obrazie ich uczucie nie jest tak ważne.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones