do kina poszłam tylko i wyłącznie ze względu na tytuł, który oznaczał dla mnie tryptyk Hieronima Boscha... spodziewałam się jednak, że będzie to wyłącznie tytuł a w fabule - żadnego nawiązania do artysty.. i jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, iż treść filmu jest tak bardzo związana z obrazem, że właściwie opiera się na jego 'przesłaniu'?- właściwie ciężko powiedzieć, że tak, bo hipotez na temat symboliki dzieła jest wiele... tutaj przedstawiona została poetycka - przez niektórych uważana za nieco naiwną - wizja Fraengera, która w odniesieniu do 'rzeczywistości' filmu nabiera nowego wyrazu, staje się bardziej realna... film - może czasami zachaczający o właśnie tę naiwność zmusza jednak do jakiejś refleksji, pobudza trochę do myślenia... podoba mi się również oddanie kamery w ręce bohaterów, ponieważ sprawia to, iż otwiera się przed nami troche inny świat... - tak jak z obrazem Boscha.. patrząc na niego, przyglądając się szczegółom, widz wnika powoli w atmosferę dzieła... Myślę, że jest to jeden z ciekawszych filmów, jakie ostatnio widziałam...