PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1090}

Ojciec chrzestny II

The Godfather: Part II
8,5 283 383
oceny
8,5 10 1 283383
9,0 35
ocen krytyków
Ojciec chrzestny II
powrót do forum filmu Ojciec chrzestny II

Mama Corleone: Rodziny nie można utracić.
Michael Corleone: Czasy się zmieniają.

Kiedyś pewnie nie do pomyślenia, dzisiaj tacy postępowi wszyscy, że stało się. Jasne to film
gangsterski, ale jednak jakieś wartości trzeba mieć i to mnie poruszyło, bo niestety Mikey miał rację.
Czasy się zmieniły rodzina jest miejscem (wg lewaków, wybiórczą i inne media), gdzie tworzy się
ciemnogrody i głupie masy hołdujące wartości i lojalność. Tak więc dzisiaj można stracić rodzinę
przez egoizm, gender, pederastów, baby w brodach bez tożsamości, ot tak czasy się zmieniły.

ocenił(a) film na 10
__luthien__

Egoizm, nalogi, konsumpcjonizm i wygorowane ambicje niszcza ludzi, a jednoczesnie buduja legendy. Wplyw reszty czynnikow jest marginalny.

ocenił(a) film na 9
Qjaf

Ja bym wyraził się inaczej. Inne czynniki są wymyślane, tudzież hiperbolizowane na potrzeby tego, co podałeś.

ocenił(a) film na 10
__luthien__

Rodzinę można stracić na wiele sposobów - problemy finansowe, wszelakie patologie, nieporozumienia - ale tak jak napisałeś, geje mają w tym swój udział. Oni nie rozbijają rodzin, oni zostali stworzeni do tego, żeby zniszczyć konserwatywne wartości. Gender nie ma na to wielkiego wpływu - jeszcze - bo wielu rodziców jawnie się temu sprzeciwia, i dobrze!

Dopóki eurobadziewia będą wygrywać baby z brodą, dopóki baby z jajami będą wyłudzać miejsca w parlamencie, dopóki będą istnieć mafie gejowskie (do homoseksualistów nic nie mam oczywiście), będzie z naszą cywilizacją na tyle źle, że upadnie.

Aha, w trylogii OC nic nie jest takie oczywiste i czarno-białe. Może i mieli swoje zasady - dom, rodzina, religia - ale przede wszystkim mordowali :)
PS. Już w piąteczek można sobie przypomnieć OC II na TVN

ocenił(a) film na 9
Banana_Power

raczej nie upadnie, a po prost się cofnie w nowy rodzaj średniowiecza....

ocenił(a) film na 10
LeaMao

W średniowieczu baby z brodą nie doradzały królowi jak żyć, nie było też gejów, a zwykli homoseksualiści :)

ocenił(a) film na 9
Banana_Power

chodziło mi, że to będzie z powrotem okres epoki regresu cywilizacyjnego, ciemnoty. w takim kontekście średniowiecze :)
aczkolwiek prawda, jak już zacofanie to wolałabym tą starszą wersję niż to co się teraz zaczyna wyrabiać :)

ocenił(a) film na 10
__luthien__

Czasy się zmieniają, ale czy kiedyś naprawdę było lepiej? Rodzina zawsze miała trzymać się razem. Rozwody były rzadkością, ale co to oznaczało w praktyce? Mianowicie to, że nawet, jak rodzic (zwłaszcza ojciec, bo kobiety miały znacznie mniejszą władzę) był alkoholikiem, znęcał się nad rodziną, wykorzystywał seksualnie dzieci, przepijał wszystkie pieniądze albo w ogóle ich nie zarabiał, a rodzina cierpiała z głodu, to i tak mieszkali pod jednym dachem, a na pomoc sąsiadów czy dalszej rodziny często nie mogli liczyć. Teraz przegina się w drugą stronę, bo łatwiej jest związek zakończyć niż naprawić to, co się popsuło. Może kiedyś było więcej szczęśliwych rodzin właśnie z tego powodu, że ludzie bardziej starali się naprawiać swoje relacje, ale po prostu byli zmuszeni do bycia razem.

kinomanpl

Mądrze piszesz, aczkolwiek nie zgadzam się z: "Teraz przegina się w drugą stronę, bo łatwiej jest związek zakończyć niż naprawić to, co się popsuło. ", za to z: "Może kiedyś było więcej szczęśliwych rodzin właśnie z tego powodu, że ludzie bardziej starali się naprawiać swoje relacje, ale po prostu byli zmuszeni do bycia razem." to moim zdaniem trafiłeś/aś w sedno...

Moim zdaniem są takie rzeczy, których niestety, ale nie da się już naprawić. Scena kłótni między Key a Michaelem była dla mnie mega poruszająca właśnie dlatego, że w ciągu raptem kilku minut rzucili do siebie nawzajem takie słowa, które skutecznie zniszczyły wszystko to, co ich wcześniej łączyło... Miłość opiera się na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Utrać to, szmacąc partnera... a wyrzucasz swój związek do kosza!

Kiedyś było tak, że ludzie dzielili się na tych, którzy zdawali sobie sprawę z powyższego, a więc dbali o swoje relacje i mieli udane małżeństwa, oraz na takich, którzy nie dbali o zaufanie i szacunek, i mieli złe małżeństwa przez złe relacje - ale w obu przypadkach byli dalej razem (zazwyczaj).

Teraz różnica jest taka, że ludzie (zdrowi emocjonalnie) przy zepsuciu się relacji odchodzą (i to jest ok), ale jednocześnie nie zdają sobie sprawy z tego, że miłość nie jest dana raz na zawsze, lecz trzeba o nią dbać, bo można ją bardzo łatwo i lekkomyślnie zniszczyć kilkoma raptem słowami wypowiedzianymi w złości... o impulsywnych czynach nie wspominając.

Mnie to szczerze mówiąc zszokowało, bo sama jestem choleryczką i należę do tych osób, które w złości lubią chapnąć ozorem to i owo... ale w sumie po obejrzeniu tego filmu zdałam sobie sprawę, że nie mogę w złości np. zwyzywać partnera, jeśli chcę, by on mnie szanował, i oczywiście w drugą stronę - nawet jak mój partner jest zły, bo dzieje mu się coś złego, to to nie powód, by szmacić ukochaną osobę, wyżywać się na niej. Mój facet na szczęście nie ma takich tendencji, ale ja muszę się pilnować, bo jak się złoszczę to wyłazi ze mnie zołza, a przecież nie warto...

ocenił(a) film na 10
Pantegram

"w sumie po obejrzeniu tego filmu zdałam sobie sprawę, że nie mogę w złości np. zwyzywać partnera, jeśli chcę, by on mnie szanował, i oczywiście w drugą stronę". Trafiłaś w sedno. Zwłaszcza, że ludzie są różni. Ty, jak wspomniałaś, jesteś choleryczką i w złości potrafisz powiedzieć różne rzeczy, choć tak naprawdę tak nie myślisz. Są też ludzie zupełnie inni, którzy uważnie dobierają słowa i nawet w złości pewnych rzeczy nigdy nie powiedzą i wychodzą z założenia, że inni postępują podobnie. Uważają, że każde wypowiedziane słowo coś znaczy i nie zostało powiedziane ot tak bez namysłu. Więc wyładowywanie się na nich przez bliską osobę nie jest dobrym pomysłem, bo można ich naprawdę dotknąć lub zranić, a nawet, jak zdają sobie sprawę, że druga osoba tak naprawdę tak nie myśli, to jednak gdzieś w nich zostaje. Czy da się to naprawić? Nie zawsze. Poza tym obraźliwe słowa wypowiedziane przez naprawdę bliską osobę mogą zranić bardzo głęboko, a te same słowa wypowiedziane przez jakąś obcą osobę nie miałyby większego znaczenia. Np. niech ktoś zupełnie ci obcy powie: "Jesteś do niczego". Co sobie pomyślisz? Że to jakiś kretyn i nie obchodzi cię jego zdanie. Ale niech to samo powie twój partner... To już zupełnie inna sprawa. Także szacunek i zaufanie są bardzo ważne. Różne są też temperamenty. Są ludzie, którzy w złości potrafią powiedzieć sobie różne rzeczy i w ten sposób się wyładowują, a potem zapominają o tym, co powiedzieli bądź usłyszeli. Są też ludzie, którzy znacznie ostrożniej dobierają słowa i powiedzenie im czegoś poniżającego i obraźliwego może spowodować bardzo przykre konsekwencje, rany, których nie da się zaleczyć.

Sama scena ich kłótni jakoś specjalnie mnie nie poruszyła, bo tak naprawdę już wcześniej nie widziałem między nimi miłości. Oboje grali swoje role, coraz głębiej i głębiej grzęźli w tym bagnie aż w końcu Kay zdecydowała, że zrobi coś, czego Michael nigdy jej nie wybaczy, bo tylko w ten sposób mogła od niego odejść. Większe wrażenie zrobiła na mnie scena, w której Kay odwiedziła dzieci i Michael wrócił do domu. Ten moment, w którym zamknął przed nią drzwi. Taki zimny i bezwzględny, jakby była dla niego kimś obcym, a ona stała tam roztrzęsiona i przerażona, jakby spodziewała się, że rozkaże ją zabić.

kinomanpl

Dokładnie tak :)

Co do sceny kłótni - tak, ta scena z drzwiami też była bardzo mocna, ale akurat spodziewałam się tego zamknięcia drzwi przed nosem - to było bardzo w stylu Michaela... Miałam wrażenie, że Kay liczyła jednak na jakieś słowo, gest, chęć pojednania, ale nie było jej to dane. Można by to było uznać nawet za pewnego rodzaju sprawiedliwość (oczekiwania Michaela od początku były jasne) gdyby nie fakt... że od początku Michael traktował Key użytkowo i protekcjonalnie, wykorzystywał ją, co fair nie było.

Masz rację - nie było tam miłości, IMO od momentu, w którym Michael porzucił Kay w cz. I. Mieli szanse jeszcze potem się zejść, ale on zakochał się w innej, a do Kay wrócił tylko po to, by szybciej zapomnieć o byłej żonie i jakoś zatrzeć ten ból... i nawet sam to powiedział: "jesteś mi potrzebna".

Wydaje mi się jednak, że Kay kochała Michaela aż do momentu tamtej kłótni... i do ostatniej chwili miała nadzieję, że dzięki jej postępowaniu Michael dostrzeże w niej coś więcej, niż tylko matkę jego dzieci i ozdobę u jego boku - myślę, że łudziła się, iż zacznie być traktowana jak równorzędna partnerka dzięki temu, że się Michaelowi postawi. Michael obiecywał jej, że nie będzie taki, jak jego ojciec - nawet na początku II części Kay przypomina Michaelowi o tym, jak obiecał, że w ciągu 5 lat ten "rodzinny biznes" stanie się całkowicie legalny... i z tego powodu zapewne liczyła na to, że Michael nie potraktuje jej po buncie jak typowy, bezduszny mafiozo, a odezwie się w nim ta idealistyczna strona jego natury, którą poznała, zakochując się w wojennym bohaterze... Po tamtej kłótni straciła swoje złudzenia a jednocześnie przekonała się, że w swoich kartach postawiła na złego konia, i już dawno temu powinna grać do innej bramki. Postawiła wszystko va banque w nadziei na odzyskanie starego ukochanego - i przegrała. To jej roztrzęsienie i przerażenie przed tym, jak zamknął jej drzwi przed nosem mogło IMO wynikać także z tego, że potajemnie nadal liczyła na to, że ten wrażliwy i czuły Michael gdzieś tam pod tą całą otoczką dumy jest... ale zamykając te drzwi Michael odciął się jednocześnie symbolicznie od swojego starego ja.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones