PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1324}

Okno na podwórze

Rear Window
7,9 61 403
oceny
7,9 10 1 61403
8,5 40
ocen krytyków
Okno na podwórze
powrót do forum filmu Okno na podwórze

Orson Welles

ocenił(a) film na 7

W jakiejś prywatnej, opublikowanej niedawno rozmowie wyjątkowo krytykował kult Hitchocka i ten film, nazywając go jednym z gorszych, jakie kiedykolwiek widział. Dziwił się, że Stewart może być tak fatalnym aktorem.

Tutaj więcej: http://www.guardian.co.uk/film/2013/jun/29/orson-welles-criticism-hollywood-star s-tapes?CMP=twt_fd

Mnie osobiście film się podobał, rola Stewarta również.

ocenił(a) film na 8
tjkev

Mnie tez sie podobal. Uwazam go nawet za jeden z lepszych filmow papy Alfreda. Zdecydowanie bardziej przypadl mi do gustu niz vertigo czy m jak morderstwo. A Stewarta lubie. Mial w sobie cos, co przyciagalo uwage do postaci, ktore gral.

ocenił(a) film na 7
tjkev

Ja liczyłem na coś lepszego. Film mnie nie rozczarował, ale liczyłem na lepsze widowisko. Film wolno się rozkręca. Akcja całego filmu praktycznie w jednym pokoju, nie lubię tego w filmach. Ciekawie zaczęło się robić dopiero po ponad godzinie filmu, wtedy zaczęły się jakiekolwiek emocje, tak to trochę przegadany. Oglądałem tylko dwa filmy Hitchcocka, wiem, skandal, takie braki, ale Psychoza zdecydowanie bardziej mi się podobała.

mucka77777

Może i początek przegadany, ale same dialogi - pierwsza klasa.

tjkev

Mnie dużo bardziej do gustu przypadły filmy Hitchocka aniżeli Wellesa.

"Okno na podwórze", jak dla mnie, jest jednym z najlepszych filmów Hitchocka. Ze świecą szukać filmu o podobnym poziomie napięcia.

Pozdrawiam

użytkownik usunięty
MarekAntonivsz

Mam podobne odczucia. Welles był perfekcyjny, ale mimo wszystko zimny. Hitch jest niedościgniony. Pod każdym względem. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10
tjkev

Można zrozumieć tą niechęć Wellesa do Hitchcocka. Latach 40 i 50 to był według mnie bardzo słaby okres w amerykańskiej kinematografii. Praktycznie było wtedy tylko dwóch genialnych twórców, właśnie Welles i Hitchcock. Więc i rywalizacja między nimi była naturalna. No i dochodzi jeszcze jeden element. Obydwoje byli tak naprawdę marginalizowani przez ówczesną krytykę (żeby nie powiedzieć pogardzani). Tylko właśnie sęk w tym, że Hitchcock, w przeciwieństwie do Wellesa, mimo iż był olewany przez kinowy establishment, zyskał wielką popularność wśród widzów. Możliwe że to też Orsonowi doskwierało. Artyści to też są ludzie i w wbrew pozorom ludzkie uczucia, takie jak zazdrość czy zawiść, nie są im obce. Szczególnie tym największym. Doskonale to widać właśnie na przykładzie tych dwóch twórców, bo o ile byli geniuszami kina to chyba każdy się zgodzi że nie byli okazami równowagi psychicznej:)

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Istnieje też prawdopodobieństwo, że Wellesowi po prostu... nie podobał się ten film i inne filmy Hitchcocka.

ocenił(a) film na 10
tjkev

Oczywiście. Przecież ma do tego prawo. Ja jednak w wypowiedziach Wellesa na temat Hitchcocka (było ich więcej), wyczuwałem jakieś poruszenie. Miałem wrażenie, że siedzi w nim jakaś zadra. Wyglądało mi to właśnie na taką skrywaną zazdrość.
Oczywiście mogę się mylić. Przecież nie mi oceniać Wellesa, skoro go nawet na oczy nie widziałem.

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Mala dygresja, bo bardzo mnie to ciekawi, dlaczego uwazasz, ze lata 40. i 50. za slaby okres w kinematografii USA? A tacy rezyserzy jak Wilder, Wyler czy Capra, Kazan to byli tylko "dobrzy"? Pomijam w ogole kwestie srodowiska aktorskiego, przeciez to zloty okres Hollywood!

ocenił(a) film na 10
Qjaf

Oj, to temat na dłuższą dyskusję. No ale pokrótce. Kino USA wyglądało o wiele lepiej w erze kina niemego. Po jego upadku nastąpił strasznie jałowy artystycznie okres. Praktycznie nie były podejmowane żadne trudne tematy. Dominowały głupiutkie musicale i romanse oraz zatęchłe noir. O tym że nikt tak naprawdę nie dotykał człowieka już nie wspominając. Przypomnę że był to okres największej prosperity USA (szczególnie lata 50), więc i na same kino szły potężne pieniądze. No i w tak komfortowych warunkach znalazło się tylko dwóch twórców, którzy chcieli troszkę więcej i wyprzedzili epokę (właśnie Hitchcock i Welles). Tak naprawdę wszyscy pozostali świetnie się czuli obracając się w tym artystycznym i intelektualnym marazmie (nie oceniam - kto by nie chciał pracować w tak komfortowych warunkach). Można by to podciągnąć pod spokojny okres. Wiadomo, iż bez większych niepokojów społecznych trudniej o kino zaangażowane. No ale i ta teoria nie bardzo pasuje. O ile jeszcze mogę się zgodzić z latami 50, to przecież w latach 40 miała miejsce II wojna światowa. Rozumiem iż Amerykanina dotknęła ona w mniejszym stopniu niż Europejczyka, czy też chociażby Japończyka ale mimo wszystko dotknęła go bardzo mocno. I jaki mieliśmy tego efekt? Ile powstało obrazów o godności człowieka, o humanizmie itd. Powstał jeden film w roku 1940 nakręcony przez geniusz kina niemego, Charlesa Chaplina - Dyktator. Czyli film jeszcze przed wydarzeniami II wojny światowej i film który tak naprawdę ciężko zaliczyć do kina lat 40. Zresztą Chaplin poprzez swój humanizm i nonkonformizm w stosunku do zgniłego środowiska Hollywood musiał uciekać ze Stanów.
Zgniłe środowisko Hollywood to kolejny temat na dłuższą dyskusję. To oni piętnowali ludzi wybijających się z tego środowiska wzajemnej adoracji - Wellesa i Hitchcocka. Kręcili sobie te identyczne filmy rok w rok i świetnie się przy tym bawili. Chociaż w sumie nie będę rozwijał kolejnego wątku w tym temacie.
"A tacy rezyserzy jak Wilder, Wyler czy Capra, Kazan to byli tylko "dobrzy"?" Byli "tylko" bardzo dobrzy. Jeżeli można oczywiście zestawić tylko i bardzo dobrzy obok siebie (wyszedł lekki oksymoron). Nie wybijali się ponad swoją epokę. Żeby była jasność - w tej tematyce robili filmy wybitne (chociaż muszę zaznaczyć iż np. Ben Hur wyszedł w roku 1959 - niemalże lata 60). Stworzyli wiele naprawdę świetnych filmów. No ale te kilka pozycji nie powinno nam zacierać obrazu całości. A cała epoka była niezwykle pusta. Dam przykład., ja uważam iż Deszczowa piosenka to film genialny. Nie zmienia to mojej negatywnej opinii o ówczesnych musicalach, które były zazwyczaj miernej jakości i a podejmowane tematy niejednokrotnie obrażamy moją inteligencję jako widza.
Co do aktorów to już w ogóle nie moje klimaty. Pełni teatralnych gestów, brylantyny we włosach i zmanierowanych min. I tak, mogliśmy wtedy obserwować wielu świetnych aktorów. Ale jeszcze raz - mówimy o sytuacji ogólnej a nie o pojedynczych przykładach. Era genialnych aktorów dopiero nadejdzie.
Inaczej wyglądało to poza USA. W Europie np. mogliśmy obserwować narodziny wielkiego twórcy dramatów psychologicznych - Bergmana, czy też jednego z pierwszych "wariatów kina" (wprowadzającego do kina np. kicz) - Felliniego. W Japonii naradziło się wielkie kino humanistyczne za sprawą Kurosawy, czy też pod sam koniec największego humanisty swojej epoki (i największego od czasów Chaplina) czyli Kobayashiego.
Według mnie to co najlepsze w kinie USA dopiero miało nadejść. Lata 60 to już lata odwilży. Narodzili się tacy genialni twórcy jak chociażby Kubrick, Polański, czy Leone. Hitchcock w dalszym ciągu jeszcze tworzył genialne filmy (w tym, według mnie, swój najlepszy - Ptaki). Wreszcie w kinie zaczęło o coś chodzić. Twórcy zaczęli eksperymentować z formą itd. Potem już nastał największy okres w kinie USA. Ja osobiście za najlepsze lata uważam 70-90 (tak, zaliczam również lata 90). 70 to sprawa oczywista, nie ma co się rozpisywać. Złoty "wiek" kina. Lata 80 to mistrzostwo kina rozrywkowego. Okres największej zabawy kina - i to zarówno od względem treści jak i formy. Lata 90 to co prawda na wskroś hollywoodzki (epicki, lekko patetyczny, i nie ma co ukrywać - nie rzadko schematyczny) ale było to kino hollywoodzkie w najlepszym wydaniu. Mistrzostwo realizacji. No, a w Europie triumfował Kieślowski (największy humanista w historii kina), więc mamy i polski akcent, nawet jeśli nie do końca na temat:)
Jak widać nie łatwo przy tych rozważaniach zejść z tematu. Więc jeżeli masz jeszcze jakieś pytania odnoście mojego toku myślenia to chyba trzeba będzie je mocniej sprecyzować, bo zaraz tutaj całe opowiadanie napiszę:)

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Dosyc oryginalne podejscie. Do mnie bardziej przejawiaja nazwiska z listy AFI niz wspolczesne kino. Kto wie, moze za 50 lat to o tej dekadzie powiedzia "zloty okres kina":P

ocenił(a) film na 10
Qjaf

"Dosyc oryginalne podejscie." Nie sądzę. Wydaje mi się wręcz, że jest to podejście powszechne. Słyszałem opinię podobną do mojej (o latach 40 i 50) od wielu krytyków.
"Do mnie bardziej przejawiaja nazwiska z listy AFI niz wspolczesne kino" Po pierwsze, pamiętaj że listę AFI tworzy w dużej mierze te same zgniłe środowisko. Te same środowisko, które krytykowało np. Obywatela Kanea, później umieszczało go na pierwszym miejscu listy wszechczasów. Nie można ich traktować do końca poważnie, a już na pewno nie jako wyznacznik. Po drugie, nikt tutaj nie mówi o współczesny kinie. Przecież mówiłem, iż dla mnie najlepszy okres kina USA to lata 70-90.
"Kto wie, moze za 50 lat to o tej dekadzie powiedzia "zloty okres kina":P" Na pewno nikt tak nie powie:) Takiej kupy jak w ostatnich latach to nie było nigdy. Trafiają się tylko pojedyncze rodzynki. Pytanie jak będzie wyglądała przyszłość. Może nie czeka nas już nic wielkiego?

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Ktos kiedys powiedzial, ze Szekspir napisal wszystko, wiec literatura umarla. Z filmami jest pewnie to samo.

Pozdrawiam:)

ocenił(a) film na 8
MishaPl

Cholera,jak dla mnie lata 40 i 50 to złoty okres kina amerykańskiego. Piszesz o braku pewnych tematów, o kinie zaangażowanym... Jakoś malo mnie to obchodzi, dla mnie dobry film to dobry film, niezależnie od tematyki i ciężaru.

ocenił(a) film na 10
jasiu15

I tak to właśnie jest ze sztuką. Naprodukuje się taki Misha, napisze te swoje dwie strony podaniowego, a ty wpadnie taki Jasiu powie że nieprawda i całe te wypociny idą się rypać:) Wbrew staraniom forumowych "ekspertów", sztuka nie podlega wzorowi matematycznemu.
Tak jak powiedziałem lata 40 i 50 to dla mnie bryndza. W sumie już niczego nie wniosę, swoje argumenty napisałem.
"Jakoś malo mnie to obchodzi, dla mnie dobry film to dobry film, niezależnie od tematyki i ciężaru." Niby zgoda ale przecież sama tematyka często wpływa na odbiór.
I żeby była jasność - nie tylko przytoczone argumenty (m.in. tematyka, innowacyjność, zaangażowanie) decydują o przewadze lat 70-90 (czy też o słabości lat 40-50). Dla mnie, podobnie jak w twoim przypadku, to są po prostu lepsze filmy - o tak po prostu.

ocenił(a) film na 8
MishaPl

Po części moje zdanie wynika z tego, że jestem wielkim fanem kina noir i Hitchcocka. Bardzo lubię też ten okres ze względu na samochody, wnętrza, ogólny kilmat tamtych lat. Jakaś taka niewinność po raz ostatni w historii :) Wiele z moich ulubionych filmów pochodzi z tamtych lat.

ocenił(a) film na 10
MishaPl

Ale lata 40 i 50 to też Gilda Charlesa Vidora, Inwazja porywaczy ciał Dona Siegela, genialne westerny jak Poszukiwacze, Rio Bravo, Biały kanion, Rzeka czerwona, W samo południe, Ostatni pociąg z Gun Hill, 15. 10 do Yumy, doskonałe filmy Wildera jak Podwójne ubezpieczenie, Świadek oskarżenia, Bulwar zachodzącego słońca, Stracony weekend, Biały żar Raoula Walsha, Skarb Sierra Madre czy Sokół maltański Johna Huston, Casablanca Michaela Curtiza, Noc myśliwego z Mitchumem, Dwunastu gniewnych ludzi Lumeta, Na nabrzeżach Kazana, a więc wbrew pozorom trochę tych filmów można znaleźć naprawdę świetnych.

ocenił(a) film na 10
SturfanAbnol

Tylko część tych tytułów mogę uznać za wyjątkowe. Zresztą nie o to chodzi. Przecież mówiłem o sytuacji ogólnej. Mam zacząć wypisywać wielkie tytuły z lat 70-tych, 80-tych, czy 90-tych? Przecież ten post wtedy nie miałby końca. Nie widzisz dysproporcji?
Zresztą dyskutuję na ten temat również w tym temacie i tam też wiele powiedziałem:
http://www.filmweb.pl/film/Casablanca-1942-905/discussion/Wasze+ulubione+filmy+l at+40.,2257225
Jak masz ochotę to zajrzyj. Może przychylisz się do mojego zdania, a może stwierdzisz że jestem idiotą:) W każdym bądź razie bardziej ci to naświetli mój punkt widzenia.

ocenił(a) film na 10
MishaPl

Ja się zgodzę, że lata 60, 70 czy 80 to dekady obfitujące w o wiele większą liczbę doskonałych filmów, generalnie lata 70 to chyba moja ulubiona dekada, chodzi tutaj o kino amerykańskie rzecz jasna, bo w takich 50 latach przecież mamy kilka arcydzieł kina europejskiego czy japońskiego (Ozu, ichikawa, Mizoguchi czy Kurosawa). Jednakże i w tych słabujących nieco z różnych powodów latach 40 czy 50 kilka perełek kina amerykańskiego można wyłowić i tyle. Wątek, który zaklinowałeś dotyczy jedynie lat 40 i kina w ogóle, a to jeszcze inna sprawa bo dochodzą takie rzeczy jak choćby Niepotrzebni mogą odejść Reeda, Komedianci Marcela Carne czy włoski neorealizm de Sica czy Rosselini, ale ja akurat neorealizmu nie trawię.

ocenił(a) film na 10
SturfanAbnol

Ależ przecież oczywista sprawa, że nie wygłaszam tych opinii w "próżni". Jak mówię że lata 40 i 50 są słabe, to chyba oczywista oczywistość, że są słabe na tle czegoś. Nie istnieje obiektywne pojęcie wartościujące cokolwiek. Nie ma słabego filmu, bez filmu bardzo dobrego, tak jak nie ma dobra bez zła. Dlatego też nie widzę innej opcji oceniania danej epoki jak zderzenia jej z innymi.
Powstawały świetne filmy, zgoda. Ale teraz mi powiedz w której dekadzie takie nie powstawały?
Jeżeli miałbym zderzać lata 50 z czterema zakończonymi z obecnej dekady (2010-2013), to lata 50 byłyby genialne. A ponieważ zderzam lata 40 i 50 z całą kinematografią, dlatego mówię iż były słabe.

ocenił(a) film na 10
MishaPl

Ok, w porządku, choć po zastanowieniu z mojego poprzedniego wpisu wyrzuciłbym lata 80, nie wiem czy powstawały wówczas filmy aż tak lepsze niż w latach 40 i 50, nie obfitują prawdę mówiąc w jakiś wysyp genialnych Hollywoodzkich produkcji. Co prawda nie zgodzę, się, że "Nie istnieje obiektywne pojęcie wartościujące cokolwiek. Nie ma słabego filmu, bez filmu bardzo dobrego, tak jak nie ma dobra bez zła". Ale to temat na zupełnie inną dyskusję dotyczącą statusu ontycznego wartości.

ocenił(a) film na 10
SturfanAbnol

Nie zgodzę się z latami 80-tymi. Były słabsze od 70-tych i 90-tych ale ustawiłbym je na trzecim miejscu. 60-te dałbym dopiero na czwartym. Dodatkowo lata 80-te mają dla mnie największą wartość sentymentalną ale to już coś z zupełnie innej beczki. Wszystko coraz bardziej sprowadza się do indywidualnej oceny i jak widać zawsze się będziemy w tych kwestiach różnić.

ocenił(a) film na 9
MishaPl

Ogólnie zgoda, chociaż uważam, że obecnie jest największy upadek kina Hollywood, poza tym, jakoś Polański to dla mnie nie jest twórca amerykański.

ocenił(a) film na 10
chemas

Kwestia lat 2010 do teraz nie podlega dyskusji. Takiej bryndzy to nie było nigdy i oczywiście w tej kwestii się zgadzamy.
Z Polańskim z pewnością jest problem. Mamy trzy opcje, twórca: amerykański, polski albo europejski. Dla mnie jednak najwięcej w Polańskim jest kina amerykańskiego. Jego stylowi najbliżej właśnie do kina amerykańskiego. Dodatkowo tam tworzył najlepsze film. Albo może bardziej precyzyjnie, z amerykańskimi ekipami i w amerykańskim stylu tworzył najlepsze filmy. Fakt że część z tych filmów tworzył poza USA wynikał jedynie z tego, iż tworzyć tam już nie mógł (nakaz aresztowania).

ocenił(a) film na 9
MishaPl

Masz rację, co do Polańskiego oczywiście, choć dla mnie pozostanie zawsze europejskim reżyserem. :) Pozdro

ocenił(a) film na 10
chemas

Pewnie dużo zależy od tego jakie filmy Polańskiego są dla ciebie najistotniejsze. Takie filmy jak: Dziecko Rosemary, Pianista, Chinatown, Frantic, Dziewiąte wrota, czy Nieustraszeni pogromcy wampirów to jednak kino w stylu amerykańskim. No i dla mnie właśnie te jego filmy należą do najistotniejszych. W sumie nawet w Nożu w wodzie da się odczuć styl amerykański (zapewne jakieś inspiracje).

ocenił(a) film na 9
MishaPl

A no właśnie

ocenił(a) film na 9
MishaPl

Z jednej strony masz rację, z drugiej jednak oślepia Cię własny gust.. Przepraszam, że tak krótko - ale tylko tyle mam do powiedzenia. Mogę coś jeszcze nastukać(właśnie stukam), ale po co tracić czas. Mam nadzieję, że trafiłem. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10
Troublesome

Jak każdego. Ja jednak (w przeciwieństwie do większości) zdaje sobie z tego sprawę i nie próbuje tego kamuflować.

użytkownik usunięty
tjkev

O filmie uważam tak samo jak Orson Welles. Zawiodłem się cholernie. W ogóle bez porównania z genialną Psychozą i bardzo dobrym Vertigo (gdyby nie końcówka byłby również rewelacyjny).

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones