pomyślałem, że twórcy mogliby się skupić na tym co pokazali w pierwszym rozdziale - wojnie karlistowskiej. Całkiem ładne efekty i sceny batalistyczne oraz akcja, niestety wątek ten szybko się skończył bo trzeba było przejść do tytułowego olbrzyma. Wtedy film stał się... nijaki. Mało ciekawy. Pod koniec zastanawiałem się tylko kiedy się skończy. W żaden sposób na mnie nie wpłynął, nie zmusił mnie do myślenia, nie spowodował większych emocji, kompletna pustka.
Film miał prawdopodobnie kilka ukrytych przesłań, ale ani mi się nie chciało ich szukać, ani nie byłem nimi zainteresowany. Ale za fajny początek daję pozytywną ocenę.
Film nie ma "ukrytych przesłań" i dobrze, że nie epatował scenami wojny, bo nie o tym traktował. Opowiadał prawdziwą historię tytułowego, chorego na gigantyzm bohatera. O czym był przede wszystkim? O zmaganiach z życiem osoby wykluczonej, poza nawiasem społeczeństwa, fizycznym i emocjonalnym cierpieniu kogoś, kto nie może żyć normalnie, jak inni. Dla mnie nie był nijaki, a przygnębiający, choć myślę, że dość łagodnie i tak przedstawiał reakcje ludzi na Joaquina. Słynne "gabinety osobliwości" odczłowieczające ludzi chorych, czy w jakiś sposób niezwykłych, to czarna plama historii.
Miał ukryte przesłania, choćby decyzja ojca którego syna oddać na front czy wielce znaczący sen głównego bohatera.
nie zmusił sie do myślenia... ale pewnie gdybyś to ty był na jego miejscu głowa az pekała by od wszystkiego... akromegalia kiedys gigantyzm... choroba... film byl oparty na faktach i nie miał nikogo do niczego zmuszać. Tylko pokaac ze Ktoś kiedyś musiał z tym żyć... i nadal żyją..