czy ktoś się zastanawiał nad tym kim/czym jest postać z lasu, która ginie zaraz na początku filmu? przyznam, że czytam teraz książkę, która rozkłada na czynniki pierwsze baśń o "żelaznym janie" i mam nieodparte wrażenie, że to żaden wilkołak, a po prostu dzikus (włosy na twarzy!) tkwiący (ponoć) w każdym mężczyźnie. w końcu film w przedziwny sposób, ale jednak opowiada o relacjach syn-rodzice i mężczyzna-kobieta, także wydawałoby mi się to całkiem na miejscu. z drugiej jednak strony mam wątpliwości, czy nie naciągam historii pod teorię. a jest to o tyle istotne, że motyw ten pojawia się później jeszcze dwa razy.
co do samego filmu, to poszedłem do kina zupełnie nie wiedząc czego się mogę spodziewać i przez niekrótki czas byłem dosyć skonfudowany. przyszła jednak ta chwila, w której chaos zaczął się jawić jako spójna całość, nie tylko interesująca formalnie, ale również bogata w treści: poza wspomnianymi relacjami, film porusza kwestie: wyobraźni (perspektywy) twórczej, postrzegania rzeczywistości czy umierania a eksperyment przybiera formę zabawnej (groteskowej?) psychodramy. ciekawe przeżycie.