Jednym się to spodobało, innym nie.
Osobiście zaliczam się do pierwszej grupy. Żeby było jasne - jak ktoś wcześniej pisał - nie można oceniać filmu w kategoriach albo: arcydzieło, albo: gniot. Dla mnie otóż ten film jest po prostu inny.
Zdjęcia są niezwykłe i piękne - nigdy dotąd nie widziałem filmu wojennego, w którym tak eksponowana jest przyroda, zieleń, krajobrazy, relacje człowieka z naturą - chwilami walka, chwilami symbioza (no chyba, że Rambo wtopiony w ścianę błotną...).
Film jest chwilami paradokumentem. Ten obóz... czy to obóz? Ani on taki jeniecki, ani ten Vietcong nie taki straszny. Herzog patrzy na to trochę z boku, jakby ta wojna była poza bohaterami - i Amerykanami, i Wietnamczykami. Już w pierwszym przecież ujęciu samolot zrzucający napalm bardziej przypomina wesoły szybowiec frunący w rytm pięknej melodii, niż siejącą spustoszenie machinę.
Sceny nabierają wręcz chwilami charakteru komicznego, kiedy jeńcy rozmawiają w barakach, albo pomagają sobie w otwieraniu kajdanek czy jedzeniu. Kluczem jest praca kamery - mamy wrażenie, że stoimy sobie obok Dietera i spółki, podsłuchując jeńców rozmów obozowych... Innym razem, niczym na Discovery, widzimy Dietera, którego ktoś podtapia albo obija... ulem. Żadnych dodatkowych filmowych środków, tylko bohater w kadrze.
Bohaterowie drugoplanowi zdają się być pewnymi karykaturami, a w każdym razie 'wyrazistymi typami postac' - jeniec w stanie obłędu, jeniec pragnący przeżyć. Dopełnieniem tego jest scena ucieczki i motyw butów oraz wietnamski karzeł, który tylko się do wszystkich szczerzy.
Prosta historia o Dieterze, który chciał latać. Można zarzucać niski budżet, czy pobieżne potraktowanie tematu wojny, która przyniosła takie straszne żniwo śmierci. Herzog wyszedł chyba z założenia, że nie każdy film musi pokazywać grę w rosyjką ruletkę ze strażnikami i urwane kikuty rąk porozrzucane na drzewach... Film z pewnością jest mniej 'pojemny' treściowo, bo traktuje raptem o jednym bohaterze, w którego niewoli i całej historii nie jest jakoś wyeksponowane cierpienie, okrucieństwo wroga, ani śmierć. Historia Dietera, który chciał latać...
Chętnie posłuchałbym, co sam Herzog ma do powiedzenia o 'Operacji Świt'. Faktem jest jednak, że musimy oceniać to, co zostało nakręcone, a nie 'jakie mogłoby być'. Nie jest to 'Łowca Jeleni', 'Pluton' ani 'Urodzony 4 lipca' - może właśnie dlatego, że Herzog chciał potraktować temat zupełnie inaczej.
Z pewnością jest to film autorski, oryginalny. Ciekawa propozycja dla tych, którzy właśnie mają w pamięci obrazy poświęcone tematyce wojennej - będzie to ich ciekawym dopełnieniem.