Troche irytujące, że film jest stylizowany na gangsterski, a tymczasem dzieje się na wyschniętym pustkowiu na jakimś zadupiu z jedną ulicą niczym w westernie. No i skąd tam gangi, i to dwa ? (rozumiem w westernie jakieś bandy, ale gangi ?) Wolałem wersję czysto westernową (tą Sergio Leone) bo tam przynajmniej poruszano się w jednej stylistyce.
Aczkolwiek film sam w sobie swój klimacik też ma, ogląda się w miarę przyjemnie. 6/10
Ten film ma zabójczy klimat, może to bluźnierstwo, ale jakoś działa na mnie lepiej niż Za garść dolarów i Yojimbo.
moim zdaniem ten film jest na tym samym poziomie co "za garść dolarów" jedna z najlepszych ról Willisa, udało mu się dorównać Eastwood-owi co wcale takie proste nie było, jednak moim zdaniem jest pewna różnica John Smith jest bardziej na marginesie społecznym, dużo więcej piję (w porównaniu do postaci kreowanej przez Clinta), trudno stwierdzić ale Rewolwerowiec z "Za garść dolarów" wygląda jak pielgrzym, podróżnik. natomiast Smith ("Last men standing") wygląda jak uciekinier, gangster lub płatny morderca.
Dokładnie takie samo wrażenie odniosłem - totalny kolaż stylistyczny przez co zupełnie nie mogłem wczuć się w akcje. Sporo rzeczy wydawało mi się nie na miejscu. A już totalnym przegięciem było jak w jednej ze scen Willis wyciągnął broń niby jakiś miecz samurajski. Ogólnie takie sobie oglądadło.
"Troche irytujące, że film jest stylizowany na gangsterski, a tymczasem dzieje się na wyschniętym pustkowiu na jakimś zadupiu z jedną ulicą niczym w westernie."
Zapoznaj sie z takim pojeciem jak "ghost towns", to ci wyjasni skad taka sceneria.
Nie ma to jak się odnieść do czyichś słów po 5 latach ;) Wiem co to są "ghost towns". O ile dobrze pamiętam, nie chodziło mi o samą jedną ulicę i wizerunek miasta a o niestrawne przemieszanie stylistyk.