Słyszymy kobiecego narratora, który jest tytułowa Rosalind Leight (Vanessa Redgrave). Zaczyna mówić do swojego syna Leon'a (Aaron Poole) wspominając dzień jego narodzin. Nazywa go swoim małym aniołkiem zawsze pełnym radości i życia. Wtedy pewnego dnia wszystko się zmieniło. Kobieta twierdzi, ze należy mu się wyjaśnienie dlaczego jego ojciec tak postąpił niestety pozostanie to bożą tajemnicą. Przez młodzieńczy bunt, rozgniewanie i upór jej syn utracił wiarę. Wciąż powtarza, że dusza jest żywa długo po śmierci.
Widzimy Leon'a wchodzącego do domu po matce, które jest pełne różnych i dziwnych przedmiotów. Na ich widok mężczyzna dzwoni do kogoś, kto zna się na antykach i nimi handluje. W testamencie matka przepisała synowi wszystko co miała. Należała do tajemniczego kultu aniołów, którego jeden z członków popełnił samobójstwo. W domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy jak braki prądu czy samo włączające się sprzęty. Do drzwi puka mężczyzna należący do tego samego kultu co nieboszczka. Chciałby wejść do środka i opowiada, że ważne dla wspólnoty jest domostwo jego matki.
Bardzo wynudziłam się podczas 80 minut seansu. Główny bohater Leon jest bardzo cichy, miałki oraz nijaki. Kiedy mu gorzej rozmawia przez telefon z kobietą, która traktuje go jak chorego psychicznie i całkowicie olewa jego problemy każąc mu się uspokoić. Gdy podczas rozpakowywania się widać pojemnik z tabletkami śmiem twierdzić, że wszystko mogło się wydarzyć w jego głowie. Duże podobieństwo do filmu ''Termin'' (2009) z motywem tajemniczego domu. Produkcja stawia więcej pytań niż odpowiedzi. Mamy tajemniczy kult aniołów o którym niewiele wiadomo. Jakąś tajemniczą grę w świeczki, w którą Rosalind kazała grać synowi. Wspomniany na samym początku ojciec Leon'a również jest enigmą. Niewątpliwym pozostaje fakt, że matka była fanatyczką i przez to straciła syna, którego tak kochała. Pomysł był dobry, szczególnie ten dom pełen dziwnych przedmiotów jak książka pt. ''Jak komunikować się ze zmarłymi''. Aaron Poole bardzo kiepsko wywiązał się z roli Leon'a. Dużo akcji dzieje się po ciemku co deprecjonuje doznania w czasie seansu. Moja ocena to 2/10.