Eastwood obrał na warsztat opowieść dziennikarza, który postanawia napisać książkę o Savannhie, jako główny wątek obierając historię domniemanego zabójstwa, jakiego dokonała jedna z ważniejszych person tego zakątku świata. Miasteczko z wierzchu bogate i nowoczesne, w praktyce wieś: plotki, wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich, wszyscy coś ukrywają, a zabobonom oddawana jest cześć i ofiara z dziewicy.
Fabuła sama w sobie jest całkiem niezła - zabawna, ciekawa, sprawnie zapełnia nieco przydługi metraż. Klasę filmu obniżają wpadki narracyjne Eastwooda - kilkakrotnie przechodzi od sceny do sceny, nie wyjaśniając dlaczego tak a nie inaczej. Kevin Spacey na cmentarzu odprawiający voodoo? Okey - ale z jakiej beki? Cisza. Tym nie mniej, warto obejrzeć, bo klimat niemal wyśniony.