Reporter z wielkiego miasta na gościnnych występach na głębokim amerykańskim Południu bada sprawę morderstwa. Clint w dobrej formie, choć jednocześnie przyznam, że "Północ" sprawia mi pewne trudności w ocenie. Nie jest to film, który trzyma w zanadrzu jakieś wyjątkowe atuty, jeśli nie liczyć ciekawej obsady (Spacey jak zawsze - sama słodycz). Mimo tego "zdobył" mnie za sprawą klimatu: Savannah, gdzie rozgrywa się akcja, to taka bardziej "swojska" wersja Nowego Orleanu, jego mieszkańcy to zbieranina największych dziwaków i ekscentryków, jakich nosiła ziemia Unii. Dwuipółgodzinny seans zlatuje szybko i przyjemnie, a jednak po jego zakończeniu trudno oprzeć się wrażeniu, ze tak naprawdę czegoś tu zabrakło. Zwłaszcza zakończenie jest trochę "na odwal się", historia ucina się bez jakiejś konkretnej konkluzji i po trosze zbywa się tu nas banałami. Żartobliwe, lekkie, dosyć nieprzewidywalne - w tym sensie, że nie zagwarantuję wam, ze dostaniecie to, czego oczekiwaliście, nastawiając się na obraz w reżyserii Eastwooda. Z czystym sercem daję "siódemkę", choć korciło mnie przez moment, aby ocenić nieco wyżej. Wygrało jednak myślenie "zdroworozsądkowe".