Film sam w sobie jest całkiem niezły (Może, poza postacią Pana Browna, który w książkach, nie był taki sztywny), ale do rzeczy. Czy tylko ja miałem wrażenie, że oglądam "101 Dalmatyńczyków", tyle, że zamiast psiaków, mamy Paddingtona? Ta Millicent, strasznie przypomina Cruellę De Mon.