Tina Balser to idealny przykład kobiety wewnętrznie stłamszonej, biernej i ukrywającej swe prawdziwe emocje (dbającej przy tym by zachować nienaganną i opanowaną powierzchowność).
Główna bohaterka ma za męża dupka, dla którego najważniejsza jest praca i opinia publiczna. Jej kochanek to natomiast egoista i seksista w jednym. A dzieci? Dwójka bezczelnych i rozkapryszonych bachorów. Tina cały czas przyjmuje na siebie kolejne baty - brak szacunku od męża, dzieci, nawet od partnera z potajemnej alkowy.
Szczerze? Wcale nie było mi żal biednej Pani Balser, ponieważ to jak traktowali ją inni było tylko i wyłącznie zasługą jej samej.
Film porusza ciekawe tematy, lecz ciągnie się dość zawiesiście. Widz może zostać łatwo zirytowany zachowaniem głównych postaci (ileż można patrzeć jak całe otoczenie znęca się nad główną bohaterką, która wciąż na to pozwala). Jednak plus trzeba dać za pomysłową końcówkę, Franka Langelle w bujnej czarnej czuprynie i oczywiście krótki, acz intensywny występ Alice'a Coopera.