Otwiera go znamienna scena: Kadeci obserwują mgłę gdzieś u wybrzeży Brazylii. I nie wiedzą czy coś w tej mgle widzieli, czy tylko im się zdawało... Znamienna bo świetnie wprowadza w intrygę: Polowanie na inny okręt na morzu w tym czasie to było szukanie igły w stogu siana - łut szczęścia który tym razem nie dopisał. No, ale na czele "crewe" stoi charyzmatyczny Jack "Lucky" Aubrey! Facet "z jajami" który się nie poddaje! Zostaje nieomal znokautowany, ale podnosi się z podłogi ringu, ociera krew z oczu i znów staje do walki. twardy zawodnik któremu załoga wierzy i go głęboko szanuje (ze wzajemnością zresztą). On jest czołową postacią, ale sumie to bohaterów jest w tym filmie sporo! Można by wymienić nieomal wszystkich po kolei bo prawie każdy ma swoje "pięć minut". A przynajmniej jedną kapitalną kwestię. Bohaterami są także okręt i morze. Okręt, bo to na nim toczy się zwyczajne życie załogi pokazane bardzo realistycznie. Morze, bo jest. Operator nie poskąpił wszystkich jego odcieni - błękitu spokojnych wód, szarości, koloru stali, ołowiu czy nieomal czarni wód targanych sztormowym wiatrem. Niezaprzeczalnie, najlepszym atutem tego obrazu są kapitalne, pełnokrwiste postacie wypełniające kadry. Nikt, dosłownie, nie "szeleści papierem"! Moim ulubieńcem jest zrzędliwa "pokojówka" kapitana - Killick. Oczywiście, poza kapitanem, bo tę rolę Russel zagrał tak, jakby był na prawdę Jackiem Aubreyem. Obok tego znamienita intryga, stroje "jak z epoki", świetnie poprowadzone wątki poboczne no i sceny walki.
FILM - UCZTA. Siadam od czasu do czasu, wyciągam DVD i go sobie oglądam od nowa. I już wiem, że wynalazek dwóch braci ze słodkiej Francji miał jednak głęboki sens. 10/10 bez wahania!