Toż to jest kino familijne, jeśli się pominie parę krwawych momentów.
Na pokładzie statku panuje rodzinna atmosfera pełna poszanowania praw i godności a to za sprawą sprawiedliwego kapitana o maślanych oczkach, którego gra wiadomo kto.
Z realiami panującymi w wojsku a tym bardziej na wojskowym statku, którego załoga ma za zadanie mordować marynarzy nieprzyjaciela nie ma to nic wspolnego.
Z realiami historycznymi również film się rozmija. Z korsarstwa i nieludzkiego traktowania własnych marynarzy są znani głównie Anglicy. Tutaj mamy anielskich wręcz Anglików i niedobrych Francuzów - celuloid wszystko zniesie bo to przecież film i fikcja. Tyle, że takie filmidła tworzą stereotypy, którymi póżniej posługuje się niedouczony mieszkaniec Ameryki lub Europy.
Celem filmu raczej nie było ukazanie okrucieństwa wojny. Pokazany jest konflikt charakterów i niezłomność głownego bohatera w dążeniu do celu. Maślanych oczu nie zauważyłam bo i do kogo miałby je robić? ;) Piękna jest oprawa wizualna i na duże uznanie zasługuje próba przedstawienia życia marynarzy w początku XIXw. Nie zgadzam się żeby film jakoś wyraźnie z realiami historycznymi się rozmijał. Francuzi nie są pokazani w złym świetle, a ich kapitan okazuje się sprytniejszy od Anglika.
Ode mnie ten film ma 9 bo nie pamiętam lepszego filmu o tej tematyce. W dobie bajek "Piraci z Karaibów" ten obraz to prawdziwe dzieło.