I to ma być francuski kandydat do Oscara? Muszę powiedzieć, że jestem rozczarowany. Owszem film ogląda się z przyjemnością, a jeszcze większą przyjemność daje muzyka z głównym motywem na czele. Jednak w gruncie rzeczy jest to typowa opowieść, w żadnym momencie nie siląca się na jakąkolwiek nawet próbę odejścia od sprawdzonej ścieżki. Jak zwykle więc opowieść koncentruje się na nauczycielu, choć (jak w większości tego typu filmów) jest to opowieść w gruncie rzeczy z perspektywy uczniów. I znów nauczyciel wytrwa tylko jeden sezon, po czym będzie musiał szukać zajęcia gdzie indziej. Jedynym filmem w ostatnich latach, który z tym stereotypem zrywał był "Dokuritsu shonen gasshoudan" (u nas chyba miał tytuł "Chór chłopięcy"). "Pan od muzyki" nie zrywa z żadnymi stereotypami i pewnie dlatego jest taki cieplutki i milutki i zupełnie pusty.
Można obejrzeć, jednak na nominację do Oscara nie zasłużył.