ale też irytujący momentami; za dużo amerykanizmów (chyba ABEL przeważył nad FERRARĄ); nie do zniesienia są momenty, kiedy aktorzy zaczynają od języka włoskiego, a potem przechodzą na angielski; irytująca jest wizualizacja ostatnich, niezrealizowanych projektów Pasoliniego, zarówno powieści jak i filmu: jest komiksowo, video-clipowo, popcornowo, amerykańsko... realizacja powieści wyszła strasznie, a filmu... cóż, ratuje go jak zawsze pełen wdzięku i tryskający niewinną spontanicznością Ninetto Davoli...
Chociaż mimo wszystko scena w Ostii rusza, choć jest to po prostu naturalizm, paradokument rodem z kroniki kryminalnej; nawet jeśli ostanie sceny nie bardzo przekonują, to Ostia pozostaje w mózgownicy do końca...